Zaledwie rewolwer znikł pod ubraniem lorda, rogoża, zamykająca wejście szałasu, podniosła się i ukazał się krajowiec.
Dał znak więźniom, aby szli za nim. Glenarvan ze swymi towarzyszami w ścieśnionej gromadce ruszyli przez twierdzę i stanęli przed Kai-Kumem.
Dokoła wodza zebrali się najznaczniejsi wojownicy pokolenia. Pomiędzy nimi widać było tego samego Maorysa, którego czółno złączyło się z łodzią Kai-Kumu przy ujściu Pohainhenay do Waikato. Był to człowiek czterdziestoletni, silny, o wejrzeniu dzikiem, okrutnem. Nazywał się Kara- Tete, co znaczy w języku krajowców „popędliwy”. Kai-Kumu obchodził się z nim z pewnemi względami, a po subtelności
centkowania na ciele można było się dorozumieć, że Kara- Tete zajmował wysoką godność w okręgu. Ktoby miał sposobność do obserwacji, byłby dostrzegł, że dwaj dowódcy rywalizowali z sobą. Major zauważył, że Kai-Kumu niechętnie znosi wpływ swego kolegi w zwierzchnictwie; obaj równą mieli władzę nad znakomitem plemieniem, mieszkającem nad Waikato. Więc i teraz Kai-Kumu uśmiechał się niby ustami, ale oczy jego zdradzały głęboką niechęć.
Kai-Kumu zaczął badać Glenarvana.
— Jesteś Anglikiem? — zapytał go.
— Tak jest — odpowiedział lord bez wahania, bo czuł, że jego narodowość pohopniejszymi uczyni dzikich do wymienienia go na krajowca.
— A twoi towarzysze? — pytał dalej Kai-Kumu.
— Moi towarzysze są tak, jak ja, Anglikami; jesteśmy podróżni i rozbitki. Lecz jeżeli ci co na tem zależy, to wiedz, że nie mieliśmy żadnego udziału w wojnie.
— Mało nas to obchodzi — odpowiedział brutalnie Kara-Tete — każdy Anglik jest naszym nieprzyjacielem. Twoi najechali naszą wyspę! Skradli nam pola, spalili nasze wioski!
— Źle postąpili — odpowiedział poważnie Glenarvan. — Mówię ci to dlatego, ze takie jest moje przekonanie, a nie dlatego, żem jest w twojej mocy.
— Słuchaj — ciągnął Kai-Kumu. — Tohonga, arcykapłan Nui-Atona (bożka Zelandczyków), dostał się w ręce twoich braci. Jest więźniem Pakeków (Europejczyków); nasz Bóg kazał nam go wykupić. Wolałbym wydrzeć ci serce, wolałbym twoją głowę i głowy twoich towarzyszy zatknąć na wieki na słupach tej palisady, ale, Nui Atona przemówił.
Umiejący panować nad sobą Kai-Kumu trząsł się z gniewu, gdy to mówił; a na twarz jego wystąpił wyraz uniesienia namiętnego.
Po kilku chwilach zaczął chłodniejszym tonem.
— Czy myślisz, że Anglicy wydadzą Tohonga za ciebie?
Glenarvan wahał się z odpowiedzią i przyglądał się uważnie naczelnikowi Maorysów.
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/396
Ta strona została przepisana.