hymn narodowy, postępowali procesjonalnie aż na miejsce pogrzebu. Więźniowie, zawsze pod strażą, widzieli cały ten kondukt wychodzący z twierdzy i dochodziły ich cichnące krzyki i śpiewy.
Na jakie pół godziny stracili z oczu orszak pogrzebowy; potem znów ujrzeli go, jak się wił na krętych ścieżkach góry. W oddaleniu fantastycznie przedstawiała się cała ta długa i kręta kolumna.
Pokolenie zatrzymało się na wysokości ośmiuset stóp; był to już szczyt góry Maunganamu i miejsce przeznaczone na grób.
Dla zwyczajnego krajowca dół i kupa kamieni byłyby dostatecznym grobem. Ale dla potężnego i groźnego dowódcy, który stanie się może niezadługo bóstwem, pokolenie przygotowało grób godny jego czynów.
Otoczono grób palisadami; pale, ozdobione postaciami, malowanemi żółtą farbą, okalały dół, w który miano złożyć ciała nieboszczyków. Krewni ich nie zapomnieli, że „Waidua”, duch zmarłych, żywi się takiemi samemi pokarmami jak i ciało na tym nędznym padole; dlatego też w głębi złożono żywność, broń i ubranie nieboszczyka.
Niczego nie brakowało przy pogrzebie; małżonków złożono obok siebie, nakryto ich ziemią i ziołami, poczem znów nastąpiły krzyki rozpaczne. Nareszcie orszak zeszedł z góry w milczeniu, i nikomu pod karą śmierci nie wolno było wejść na Maunganamu, bo teraz góra stała się tabu, równie jak Tongariro, na której spoczywają szczątki dowódcy, zabitego przez trzęsienie ziemi w 1846 roku.
OSTATNIE GODZINY.
W chwili, gdy zachodzące słońce znikało poza jeziorem Taupo, zasłonięte wierzchołkami Tuhahua i Puketapu, odprowadzono jeńców do więzienia. Nie mieli już wyjść z niego przed zabłyśnięciem w pierwszych promieniach słońca szczytów łańcucha Wahiti.
Noc mieli na przygotowanie się do śmierci. Pomimo przygnębienia i całej okropności położenia swego, zjedli wspólnie wieczerzę.
— Nie będziemy mieli zanadto sił, aby spojrzeć w oczy śmierci — mówił Glenarvan. — Trzeba pokazać tym barbarzyńcom, jak umierają Europejczycy.
Po wieczerzy, lady Helena odmówiła głośno wieczorne modlitwy, a wszyscy, obnażywszy głowy, przyłączyli się do niej.
Gdzież jest człowiek, któryby wobec śmierci nie pomyślał o Bogu?