Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/422

Ta strona została przepisana.

Paganel przewidywał trudności; liczył jednak na to, że postępując ostrożnie, nie doprowadzi rzeczy do ostateczności. Dla oszukania krajowców dosyć było naśladownictwa, nie zaś strasznego i rzeczywistego wybuchu.
Jakżeż długim dzień ten się wydawał! Godziny wlokły się bez końca. Wszystko przygotowano do ucieczki. Żywność porozdzielano na niewielkie paczki, kilka mat i broń palna dopełniały zasobów zabranych z grobowca. Oczywiście, wszystkie te przygotowania odbyły się wewnątrz ogrodzenia, żeby ich krajowcy nie widzieli.
O szóstej Olbinett podał posilny obiad. Gdzie i kiedy potem jeść będą, tego nikt nie mógł przewidzieć. Jedli więc, żeby się nasycić na przyszłość. Na środkowe danie miano z pół tuzina ogromnych szczurów, schwytanych przez Wilsona i ugotowanych w parze podziemnej. Lady Helena i Marja za nic nie chciały skosztować tej ulubionej zwierzyny Zelandczyków; mężczyźni zato raczyli się nią jak prawdziwi Maorysi. Mięso to było naprawdę wyborne i smaczne; obgryziono do kości sześć gryzoniów.
Nareszcie zapadł zmrok wieczorny. Słońce znikło poza masą czarnych chmur, zwiastujących burzę; błyskawice rozjaśniały widnokrąg i w dali gdzieś huczał grzmot po przestworzu niebios. Paganel błogosławił burzy, przychodzącej na pomoc jego zamiarom, służącej mu za rodzaj dekoracji.
Dzicy zabobonni są do najwyższego stopnia we wszystkiem, co tyczy się zjawisk przyrody. Zelandczykowie uważają grzmot za głos rozgniewanego Nui Atony, a błyskawice mają za pociski ogniste gniewnych jego oczu. Będzie się więc zdawać dzikim, że samo bóstwo osobiście wymierza karę za sprofanowanie tabu. O ósmej wieczorem szczyt Maunganamu znikł w złowrogiej ciemności; czarna barwa nieba służyć miała za tło dla płomieni, mających buchnąć za sprawą Paganela.
Krajowcy nic mogli dojrzeć swoich więźniów, więc i chwila działania nadeszła — a trzeba było śpiesznie działać. Glenarvan, Paganel, Mac Nabbs, Robert, Olbinett i dwaj majtkowie zabrali się jednocześnie do roboty.
Na krater wybrano miejsce o trzydzieści kroków od grobowca odległe. Zależało bowiem wiele na tem, aby grobowiec ocalał, bo razem z nim znikłoby i tabu, osłaniające górę. Paganel zauważył, że około ogromnego głazu, leżącego w obranem miejscu, z większą niż gdzie indziej siłą wydobywa się para. Bryła ta zakrywała mały krater, zrobiony przez samą naturę, i tylko swoim ciężarem przeszkadzała wydobyciu się wewnętrznych ogni. Jeśliby zdołano ruszyć ją z posady, to gazy i lawy wydostałyby się natychmiast na wierzch przez otwór.
Pali, wyrwanych ze środka ogrodzenia, użyto jako dźwigni; wszyscy wytężyli siły swoje, by poruszyć skalistą masę, tak, że wkoń-