Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/444

Ta strona została przepisana.

Mac Nabbs, który pierwszy wszystko spostrzegał, nie mógł się powstrzymać od bardzo naturalnego uczucia niewiary. A jednak natychmiast rozeszła się pogłoska pomiędzy załogą, że kwatermistrz uległ nareszcie naleganiu lady Heleny. Jakby uderzeniem iskry elektrycznej pobudzeni, wszyscy zebrali się na pokładzie prędzej, niż zdołałaby ich zwołać świstawka Toma.
Glenarvan pośpieszył naprzeciwko żony.
— I cóż? — zapytał.
— Nic — odpowiedziała lady Helena. — Ale ulegając moim prośbom, Ayrton chce się widzieć z tobą.
— Więc ci się udało, kochana Heleno!
— Tak mi się zdaje, Edwardzie.
— Czy przyrzekłaś mu co, coby wymagało mego potwierdzenia?
— Jedną rzecz tylko, mianowicie, że użyjesz całego swego wpływu, by złagodzić los, jaki czeka nieszczęśliwego Ayrtona.
— Dobrze, kochana Heleno. Niech tu Ayrton przyjdzie.
Lady Helena udała się do siebie w towarzystwie Marji, a kwatermistrza zaprowadzono do sali jadalnej, gdzie Glenarvan czekał na niego.






LXVII.

U K Ł A D.


Gdy kwatermistrz stanął przed lordem, straż natychmiast się oddaliła.
— Wszak chciałeś ze mną mówić, Ayrtonie? — rzekł Glenarvan.
— Tak, milordzie — odpowiedział kwatermistrz.
— Czy tylko ze mną samym?
— Głównie z Wami, milordzie, ale sądzę, że byłoby lepiej, gdyby panowie Mac Nabbs i Paganel mogli być obecni przy naszej rozmowie.
— Dla kogóż to ma być lepiej?
— Dla mnie.
Ayrton mówił z zupełnym spokojem. Glenarvan kazał więc zawiadomić Mac Nabbsa i Paganela o jego żądaniu, a sam przypatrywał mu się badawczo. Gdy przywołani nadeszli i usiedli przy stole, rzekł do Ayrtona.
— Słuchamy cię.
Ayrton po chwili namysłu w te odezwał się słowa:
— Milordzie, zwyczaj każe, by przynajmniej dwaj świadkowie byli obecni przy zawieraniu kontraktu lub jakiegokolwiek układu mię-