Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/026

Ta strona została przepisana.

Wybiła godzina druga. Sytuacja była śmieszna, niemożliwa.
Postanowiłem ją zakończyć. Boć gotów nas głodzić całe tygodnie, dopóki nie odkryje pisma dokumentu.
Szukałem sposobności do rozpoczęćia przemowy, gdy naraz profesor Lidenbrock wziął swój kapelusz i zabrał się do wyjścia.
Jakto? wychodzi i zamknie nas znowu?
Nigdy!
— Mój stryju! — odezwałem się.
Zdawał się nie słyszeć mego głosu.
— Stryju Lidenbrock! — powtórzyłem głośniej.
— Hę? — odpowiedział, jak człowiek obudzony ze snu.
— A więc? ten klucz?
— Jaki klucz? Klucz od bramy?
— Ależ nie! — krzyknąłem, — klucz od dokumentów.
Profesor przyglądał mi się zpoza okularów; dostrzegł widocznie we mnie jakąś zmianę, gdyż złapał mnie za ramię i, nie mogąc wykrztusić słowa, pytał mnie wzrokiem. Poruszałem głową to na prawo to na lewo. Potrząsnął głową z wyrazem litości na twarzy, jakby miał do czynienia z obłąkanym.
Kiwnąłem głową.