Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/041

Ta strona została przepisana.

Spędziliśmy ten czas bardzo mile, przechadzając się po prześlicznych ogrodach i lasach. Wkrótce całą parą wyruszył nasz statek. Noc była bardzo ciemna, jechałem jeszcze z trwogą i niezadowoleniem w sercu, stryj zaś miał wygląd człowieka szczęśliwego.
O siódmej rano wylądowaliśmy w Korsör, małem miasteczku, położonem w stronie południowej Seelandu.
Stąd wyruszyliśmy pociągiem, który miał nas zawieźć do stolicy.
Stryj mój nie spał w nocy zupełnie. Jestem pewny, że z niecierpliwości popychał nogami pociąg.
Wkońcu spostrzegł mały punkt na morzu.
— Zund! — zawołał.
Na lewo wznosił się budynek wyglądający na szpital.
— To dom dla obłąkanych! — zawołał któryś z podróżnych.
— W sam raz dla nas, — pomyślałem z goryczą. — Szpital ten, — dodałem w duchu, — za mały jest jeszcze, aby módz pomieścić całe szaleństwo profesora Lidenbrocka.
Nareszcie o dziesiątej rano wysiedliśmy w Kopenhadze.
Rzeczy wpakowano do powozu i zawieziono nas do hotelu Feniks.