Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/081

Ta strona została przepisana.

denbrocka, obserwowałem wciąż bogactwa mineralogiczne tej okolicy i myśl moja ogarniała wszystkie bogactwa Islandji.
Wyspa ta, tak bardzo ciekawa, wynurzyła się z morza w epoce bardzo odległej.
Islandja cała ma grunt wulkaniczny. Droga nasza z każdą chwilą stawała się uciążliwszą. Skały wciąż przeszkadzały zbocza gór były okropnie strome, trzeba było jechać z ogromną uwagą, żeby nie narazić się na niebezpieczny upadek.
Jan postępował spokojnie, jakby po najlepszej drodze, niekiedy znikał za ogromnemi odłamami skał i traciliśmy go zupełnie z oczu, wtedy to ostry gwizd, wybiegający z jego ust, wskazywał, gdzie się znajduje i w jakim kierunku mamy za nim postępować. Często też zatrzymywał się, zbierał kawałki skał i układał z nich, jakby drogę, któraby nam była przydatną przy powrocie do domu.
Była to myśl dobra sama przez się, ale, jak się później okazało, zbyteczna. Przez trzy męczące godziny szliśmy na górę, i mimo to nie przeszliśmy całej, musieliśmy jednak zatrzymać u podnóża i pożywić się.
Stryj mój jadł bardzo szybko, aby, jak mówił, prędzej dojść na krater.
Ale podwójne te kąski, zjedzone przez stryja w tym celu, nie zdały się na nic.