Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/087

Ta strona została przepisana.

Szliśmy więc dalej w przeróżnych kierunkach przez pięć godzin.
Upadałem ze znużenia, z głodu i zimna. Zgęszczające się coraz bardziej powietrze, nie wystarczało mi na oddychanie.
W końcu o godzinie jedenastej, w nocy, w zupełnej ciemności, dosięgliśmy szczytu Sneffels, skąd mogłem o północy, obserwować z wyniosłości pagórka słońce, rzucające swe blade promienie, na wyspę u stóp moich uśpioną.



ROZDZIAŁ 16.

Wejście na szczyt góry. Widok z niej.


Zjedliśmy natychmiast kolację i ułożyliśmy się do snu, jak można było najwygodniej.
Posłanie było twarde, schronienie niezbyt pewne, położenie ciężkie, o pięć tysięcy stóp nad poziomem morza — wszystko to jednak nie przeszkadzało mi do snu spokojnego tej nocy, jednej z najlepiej bo, bez snów gorączkowych, przezemnie spędzonych.
Dawno już nie spałem tak świetnie.
Nazajutrz obudziliśmy na wpół zlodowaciali wskutek silnego prądu, zimnego powietrza.