Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/109

Ta strona została przepisana.

Drżałem na myśl zabłądzenia w głębi tego labiryntu.
Pomimo, że droga była bardzo uciążliwa, cieszyłem się na myśl, że zbliża mnie do powierzchni ziemi.
Była to nadzieją, która podtrzymywała moje siły fizyczne i moc ducha.
W południe zmienił się trochę wygląd galerji. Ujrzałem w blasku latarki elektrycznej skały, oblane lawą.
Byliśmy w pełnej epoce silorjańskiej, której nazwa powstała od ludu celtyckiego Silorów.
— Ach! — zawołałem w podziwie, aż zwróciłem na siebie uwagę idącego w milczeniu stryja.
— Co ci się stało? — spytał.
— Proszę patrzeć! — rzekłem, — oto przybyliśmy do źródeł z okresu, kiedy ukazały się pierwsze rośliny i pierwsze zwierzęta!
— Tak myślisz?
— Ależ proszę patrzeć!
Zmusiłem profesora do przytknięcia lampki do gruntu galerji.
Czekałem na okrzyk z jego strony, ale nie wyrzekł ani słowa i szedł dalej. Czy zrozumiał mnie, czy nie? Może nie chciał mi przyznać racji przez miłość własną, jako stryj