Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/140

Ta strona została przepisana.

jeśliby się i wydarzyły, zatarłby je bowiem jeden, wprost straszliwy.
Pamiętam każdy najdrobniejszy szczegół tego przejścia.
Siódmego sierpnia droga, którą szliśmy, zaprowadziła nas do głębokości trzydziestu mil w głąb, to znaczy, że nad naszą głową było trzydzieści mil skał, oceanów, lądów i miast.
Byliśmy o dwieście mil od Islandji. Dnia tego tunel nie prowadził nas po pochyłości.
Szedłem naprzód. Stryj mój niósł jeden z dwóch aparatów Rumkorfa, ja zaś drugi. Obserwowałem pokłady granitu.
Wtem odwróciwszy się poza siebie, zauważyłem, że jestem sam.
— Masz tobie! — myślałem — szedłem za prędko, albo też stryj mój zatrzymał się gdzieś z przewodnikiem. Trzeba się z nimi połączyć!
Wracałem po własnych śladach.. Szedłem kwandrans. Oglądam się, nikogo nie widać. Wołam. Nie otrzymuję odpowiedzi. Głos mój ginie pośród piwnic granitowych. Zacząłem się niepokoić. Dreszcz grozy przebiegł po mem ciele.
— Spokoju! — rzekłem głośno sam do siebie. — Jestem pewny, że odszukam mych towarzyszy. Niema przecie dwóch dróg! Bę-