Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/148

Ta strona została przepisana.

Czułem, że owłada mną znów omdlenie i chciałem się już rzucić na ziemię i skończyć ze sobą, gdy naraz huk jakiś doleciał do mych uszu. Podobny był do oddalonego grzmotu i słychać go było długo w głębiach galerji. Skąd pochodził ten hałas, co to być mogło takiego?
Z pewnością jakieś zjawisko podziemne.
Mógł to być skutek wybuchu gazu, albo oberwania się jakiejś bryły w skorupie ziemskiej
Nasłuchiwałem, czy huk ten znowu si. nie powtórzy. Tak minął kwadrans. Cisza panowała w galerji.
W pewnej chwili ucho moje, przyłożone do muru, zdawało się słyszeć nieuchwytne, dalekie słowa. Zadrżałem ze wzruszenia.
— To przywidzenie, — pomyślałem.
Ale nie. Nasłuchując z uwagą, usłyszałem wyraźnie szept głosu. Nie byłem w stanie zrozumieć, co było mówione. Ale, że mówiono coś, byłem pewny.
Przez chwilę pomyślałem, czy czasem słowa owe nie były echem moich własnych.
Zamknąłem więc usta i przyłożywszy ucho do muru, słuchałem.
Mówiono, napewno coś mówiono.
Postępując z przyłożonem uchem wzdłuż muru, słyszałem coraz wyraźniej. Chwyta-