Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/201

Ta strona została przepisana.

— Obejrzyjmy zapasy! — odrzekł stryj.
Skrzynie z jedzeniem były doskonale pozamykane i w wybornym stanie. Po większej części wszystkie produkty były w całości, oszczędziło je morze, w szczególności zaś nietknięte były suchary, biszkopty, mięso wędzone i ryby. Można było śmiało liczyć na to, że pożywienia starczy conajmniej na cztery miesiące.
— Cztery miesiące! — zawołał profesor.
— Mamy czas. Nie zbraknie nam żywności nawet i na wydanie wielkiego bankietu, gdy wrócę do kraju. Teraz zaś musimy zaopatrzyć się w wodę słodką, której burza naniosła do wgłębień skał granitowych. Nie powinniśmy być w obawie o brak wody.
Co do łodzi, to powiem Janowi, żeby naprawił ją, jak umie najlepiej, chociaż myślę, że nie będzie nam ona potrzebna.
— Jakto? — wykrzyknąłem.
— Sądzę, że nie powrócimy tą drogą, którą przyszliśmy...
Patrzyłem na stryja z niedowierzaniem.
Zapytywałem siebie, czy przypadkiem nie oszalał.
— Chodźmy na śniadanie — rzekł po chwili.
Postępowałem za nim na wzniesiony przylądek, gdzie wydał swe polecenia przewodni-