Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/030

Ta strona została skorygowana.

— Spróbuj tego sposobu, mój chłopcze, a jestem przekonany, iż jedynem jego następstwem będzie to, że się kaducznie zmęczysz.
— Jednakże jest to sposób bardzo prosty, używany często na wyspach oceanu Spokojnego.
— Nie będę ci przeczył, ale w takim razie dzicy muszą mieć sobie tylko znany sposób dokonania tego, lub też używają szczególniejszego drzewa, bo co do mnie, nieraz już próbowałem rozniecić ogień podobnym sposobem, ale nigdy mi się nie udało — to też stokroć wolę zapałki. Ale gdzież u licha podziałem swoje?
I zaczął szukać w kieszeni pudełka zapałek, które zawsze nosił przy sobie, gdyż był namiętnym palaczem. Daremnie jednak przeszukał wszystkie kieszenie, zapałek nie było w żadnej.
— A to straszna rzecz! — zawołał, patrząc z osłupieniem na Harberta — widać pudełko wypadło mi z kieszeni i zgubiłem zapałki. Ależ ty, Harbercie, musisz przecie mieć choćby krzesiwko, lub cokolwiek do zapalenia ognia?
— Nie mam nic.
Pudełko było mosiężne, więc łatwo możnaby je dostrzec; wyszli też obaj, ale, pomimo najstaranniejszych poszukiwań na piasku, nad wybrzeżem i między skałami, nigdzie go nie znaleźli.
— Może wyrzuciłeś je z łódki razem z innemi przedmiotami? — zapytał Harbert.
— Jakże też mógłbym popełnić podobną niedorzeczność! Ale przy takich wstrząśnieniach, jakim podlegaliśmy w balonie, tak mały przedmiot łatwo mógł się wysunąć, wszak mi i ulubiona fajka wypadła. Ach! gdzież ty jesteś, przeklęte pudełko?
— Morze odpływa — rzekł Harbert — pójdziemy jeszcze szukać w miejscu, gdzieśmy wczoraj spadli z balonem.
Było to o jakie dwieście kroków od Kominów, lecz i tu nie znaleźli pudełka; jeśli nawet tam upadło, fale morskie uniosły je podczas przypływu — a w obecnych okolicznościach była to strata nie do powetowania.
Penkroff zmarszczył czoło i milczał; chcąc go pocieszyć, Harbert zrobił uwagę, iż niema się czego smucić, gdyż zapałki musiały zapewne zwilgotnieć, więc i tak nie zapaliłyby się niezawodnie.
— Gdzież tam — odrzekł marynarz — były schowane w szczelnie zamykającem się, miedzianem pudełku. A teraz cóż poczniemy?
— Niezawodnie znajdzie się sposób rozniecenia ognia; pan Smith albo pan Spilett potrafią coś obmyśleć — rzekł Harbert.
— Być może, lecz nim to nastąpi, nie możemy rozpalić ognia i smutne przyjęcie gotujemy towarzyszom.
— Ależ to niepodobna, żeby który z nich nie miał hubki lub zapałek.
— Lękam się tego — odpowiedział marynarz, potrząsając gło-