posiłku biedak przyjąć nie chciał. Utraciwszy pana, wierny sługa także chciał umierać.
Posiliwszy się nieco, Gedeon Spilett rzucił się na piasek u stóp skały; był nadzwyczaj znękany, lecz spokojny.
Harbert zbliżył się i rzekł, biorąc go za rękę:
— Chodź pan, noc zapada, znaleźliśmy tu nieco wygodniejsze schronienie, tam będziesz mógł odpocząć lepiej. Jutro zobaczymy, co czynić dalej...
Spilett powstał i poszedł z nim do Kominów. Wtem Penkroff przysunął się i najnaturalniejszym w świecie głosem zapytał, czy przypadkiem nie ma zapałek.
Spilett zatrzymał się, poszukał w kieszeniach, lecz nic nie znalazł, odpowiedział więc:
— Miałem w kieszeni, ale musiałem wyrzucić.
Marynarz poszedł do Naba, to samo zadał mu pytanie i tę samą otrzymał odpowiedź.
— Do kroćset!... — zaklął marynarz mimowolnie, ani jednej zapałki, więc ani myśleć o ogniu.
— Gdyby tu był mój pan, zarazby wam zrobił zapałki — zawołał Nab.
Wszyscy spoglądali na siebie z niewymownym niepokojem. Harbert pierwszy przerwał milczenie.
— Panie Spilett — rzekł — jesteś zapalonym palaczem, nosisz zawsze przy sobie zapałki, poszukaj jeszcze, może znajdziesz choćby jedną.
Reporter zaczął znów najuważniej przeglądać wszystkie kieszenie i nareszcie uczuł kawałek drzewa między kieszonką a podszewką kamizelki. Czuł go pod palcem, lecz nie mógł wyjąć: zapewne była to zapałka, ale jedna i jedyna, należało więc postępować bardzo ostrożnie, aby nie obetrzeć fosforu.
— Spuśćcie się na mnie — rzekł Harbert i, upatrzywszy mały otwór, potrafił nadzwyczaj zręcznie wydobyć nieuszkodzoną zapałkę, która dla nich była tak szacownym, nieocenionym skarbem.
— Zapałka! zapałka! — wołał radośnie Penkroff — dajże mi ten drogocenny klejnot.
Wszyscy poszli do Kominów.
Jakże ważnym stała się dla nich nabytkiem jedyna ta zapałka, jakich setki marnuje się w każdym domu. Marynarz trzymał ją bardzo ostrożnie, obejrzał, czy nie zwilgotniała, a widząc, że sucha, rzekł:
— Teraz potrzeba mi jeszcze kawałka papieru.
— Oto jest — odrzekł reporter, wydzierając kartkę z notesika.
Wziąwszy papierek, Penkroff przykucnął przed przygotowanem ogniskiem. Na trawie, liściach i suchym mchu ułożył wiązki chrustu
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/032
Ta strona została skorygowana.