— Nie wiemy, panie Cyrusie — odrzekł Harbert.
— Dowiemy się jutro — rzekł inżynier — teraz niema o czem myśleć.
— Przeciwnie — odparł Penkroff.
— Jakto?
— Trzeba myśleć o roznieceniu ognia — odrzekł marynarz, który nieustannie myślał o tem.
— Będzie i ogień — odpowiedział Cyrus Smith, a po chwili dodał. — Czy mi się zdaje, że wczoraj, gdyście mnie nieśli na noszach, widziałem ku wschodowi górę, panującą nad całą tą okolicą?
— Tak, i góra ta musi być dość wysoka...
— Dobrze, jutro wejdziemy na jej szczyt, aby się przekonać, czy ziemia ta jest lądem, czy wyspą; nie wiedząc o tem, nic przedsięwziąć nie można.
— Ależ można przynajmniej myśleć o roznieceniu ognia — zawołał marynarz.
— Bądź spokojny, Penkroffie, trochę cierpliwości, a będzie i ogień — rzekł Gedeon Spilett.
Marynarz spojrzał na reportera z miną, zdającą się mówić: — No! jeżeli będziemy czekali, aż ty go zrobisz, to pewnie długo nie pokosztujemy pieczeni — ale nic nie odpowiedział.
Cyrus Smith zamilkł i zamyślił się — widać kwestja ognia utkwiła mu w głowie. Po niejakim czasie rzekł:
— Moi przyjaciele, położenie nasze jest zapewne nader opłakane, ale niema tu znów nic nadzwyczajnego. Jedno z dwojga, albo znajdujemy się na lądzie stałym, a wtedy z mniejszemi, czy z większemi trudnościami dostaniemy się do zamieszkałego kraju — albo jesteśmy na wyspie. Jeżeli jest zamieszkana, postaramy się porozumieć z mieszkańcami, jeżeli jest bezludna, musimy sami sobie radzić.
— Rzecz prosta — rzekł marynarz.
— Ale jak myślisz, Cyrusie, czy to ląd, czy wyspa?
— Z pewnością nic jeszcze powiedzieć nie mogę; zdaje się jednak, że jest to ziemia, leżąca wpośród oceanu Spokojnego. Gdyśmy opuszczali Richmond, wiatr dął od północo-wschodu, i sama gwałtowność jego dowodzi, że zapewne nie zmienił kierunku. Jeżeli kierunek ten utrzymał się z północo-wschodu na południo-zachód, przebyliśmy Stany Karoliny Północnej i Karoliny Południowej, Georgję, zatokę Meksykańską i część oceanu Spokojnego. Odległość przebytą balonem obliczam na sześć do siedmiu tysięcy mil. A jeżeli wiatr zmienił się nieco, mógł ponieść nas ponad archipelag Mendana; a nawet gdyby siła jego była większa, przypuszczam, że może zapędził nas aż na ziemie Nowej Zelandji. W tym ostatnim razie nasz powrót do ojczyzny nie byłby trudny, gdyż spotkalibyśmy się albo z Anglikami albo z Maorysami, z którymi równie łatwo możemy
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/055
Ta strona została przepisana.