się porozumieć. Jeśli, przeciwnie, wybrzeże to stanowi część bezludnej wyspy archipelagu, lub czego podobnego, co zapewne będzie można rozpoznać ze szczytu tej góry, panującej nad okolicą, wtedy trzeba nam będzie pomyśleć o urządzeniu się tak, jakgdybyśmy mieli pozostać tu na zawsze.
— Na zawsze!... powiedziałeś, na zawsze, Cyrusie! — zawołał reporter.
— Lepiej odrazu przygotować się na gorsze, wtedy lepsze stanie się miłą niespodzianką — odrzekł inżynier.
— Dobrze pan mówisz — zawołał Penkroff. — Możemy jednak, pocieszać się nadzieją, że wyspa ta niekoniecznie ma być tak nadzwyczaj odległa od drogi, uczęszczanej przez okręty.
— Przedewszystkiem musimy wejść na górę, bo wtedy dopiero będziemy mogli dowiedzieć się, czego należy się trzymać — odrzekł inżynier.
— Ale czy osłabiony, jak jesteś, będziesz pan w stanie przedsięwziąć zaraz jutro tak utrudniającą wycieczkę? — zapytał Harbert.
— Tak sądzę: lecz pod warunkiem, że ty i Penkroff popiszecie się wielkiemi myśliwskiemi zdolnościami — odparł inżynier.
— Mówisz pan o zwierzynie? — rzekł marynarz. — O! gdybym tylko mógł być pewny, że upolowawszy, będę ją miał przy czem upiec...
— Upoluj tylko, Penkroffie, o reszcie pomyślimy — rzekł inżynier.
Stanęło na tem, że Cyrus Smith i Gedeon Spilett pozostaną w Kominach, aby zbadać miejscowość, zaś Nab, Harbert i marynarz udadzą się do lasu, który raz już zwiedzali, aby nagromadzić jak największy zapas ptactwa i zwierzyny, jako też drzewa na opał.
Wszyscy trzej tedy wyszli około dziesiątej rano, ale każdy w innem usposobieniu: Harbert pełen nadziei, Nab uradowany, a Penkroff markotny mruczał sobie pod nosem:
— Jeśli za powrotem znajdę ogień w Kominach, to chyba piorun sam w swej osobie przyjdzie go zapalić...
Przeszli urwiste wybrzeże; stanąwszy przy skręcie rzeki, marynarz rzekł do towarzyszów:
— Czemże będziemy pierwej, drwalami czy myśliwymi?
— Myśliwymi — odrzekł Harbert — bo oto Top już nadstawia uszu.
— Polujmy więc, a następnie pomyślimy o drzewie. Teraz pójdźmy za Topem, który już coś goni w wysokich trawach.
Szli w prostym kierunku w głąb lasu i tu, tak jak za pierwszym razem w przeciwnej stronie, napotykali najwięcej drzew, należących do rodziny sosen. W niektórych miejscach drzewa były bardzo wielkie i pięknie rozwinięte, co zdawało się wskazywać, żeokolica ta znajdowała się pod wyższym stopniem szerokości geogra-
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/056
Ta strona została przepisana.