— Które z pewnością było przedtem zajęte przez jakąś żyjącą istotę — rzekł Gedeon nierad, że ciekawość jego nie była dotąd zaspokojona.
— Być może — odrzekł inżynier — lecz ta istota widocznie uciekła tym otworem i ustąpiła nam miejsca.
— Bądź co bądź — dodał marynarz — chciałbym być z Topem kwadrans temu, bo on z pewnością nie ujadał tak bez przyczyny.
Cyrus pogłaskał psa i rzekł cicho do siebie:
— O! z pewnością wiele moglibyśmy dowiedzieć się od Topa!
Tak więc życzenia kolonistów ziściły się niemal zupełnie. Mogli rozporządzać obszerną grotą, której wielkości nie potrafili jeszcze dostatecznie ocenić, lecz widzieli już, że będzie można podzielić ją przepierzeniami z cegły na pewną ilość pokoi, a tym sposobem urządzić w niej wygodne mieszkanie. Dopływu wody nie można się już było obawiać.
Pozostawały jeszcze dwie trudności: naprzód oświetlenie jaskini, wyżłobionej wewnątrz tak olbrzymiej skały, następnie ułatwienie wejścia do niej. Nie można nawet było myśleć o oświetleniu groty zgóry, ponieważ pokrywało ją nadzwyczaj grube granitowe sklepienie, trzeba więc było spróbować, czy się nie uda przebić bocznej ściany, ciągnącej się od strony morza. Cyrus, schodząc do podziemia, zwrócił uwagę na ukośny kierunek korytarza i wnosił, że może ta ściana nie będzie zbyt gruba. Jeżeliby zaś można oświetlić grotę z tej strony, to i przystęp będzie ułatwiony, bo równie łatwo wybić drzwi jak okna i wchodzić przy pomocy drabiny.
— W takim razie, panie Cyrusie, zabierzmy się do roboty. Mam mój drąg żelazny i dosyć siły, aby spróbować, czy mi się nie uda przebić tej ściany. Gdzie uderzyć?
— Tu! — odpowiedział inżynier, wskazując dość znaczne zagłębienie w rodzaju framugi, co zmniejszało w tem miejscu grubość ściany.
Penkroff tak silnie przez całe pół godziny bił drągiem w ścianę, że wkoło niego spadały kawałki skały, a iskry sypały się za każdem uderzeniem. Nab zastąpił go następnie, a po Nabie Gedeon zabrał się do roboty.
Pracowali już od dwóch godzin, i zaczęto się obawiać, aby długość drąga nie okazała się niedostateczną w stosunku do grubości ściany, gdy wreszcie, po silnem uderzeniu, drąg przebił ścianę, wysunął się z ręki i upadł nazewnątrz.
— Wiwat! Wiwat! — krzyknął Penkroff.
Ściana granitowa miała w tem miejscu tylko trzy stopy grubości.
Cyrus Smith spojrzał przez otwór: przed nim roztaczało się wybrzeże wysepki a dalej morze.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/103
Ta strona została przepisana.