— Zapewne. Ale można pojąć potrzebę w przyszłości nowych lądów i to właśnie w strefie podzwrotnikowej, zajętej przez wyspy koralowe. Ja przynajmniej nie widzę w tem nic nadzwyczajnego.
— Chciej nam to wytłumaczyć, panie Cyrusie — prosił Harbert.
— A więc słuchajcie. W ogólności uczeni przypuszczają, że świat nasz skończy się kiedyś, czyli raczej, że ustanie na nim życie zwierzęce i roślinne, gdyż stanie się niemożliwem skutkiem nadzwyczajnego oziębienia. Nie zgadzają się tylko co do przyczyn tego oziębienia. Jedni mniemają, że nastąpi ono z powodu obniżenia temperatury słońca, inni znów utrzymują, że będzie wynikiem stopniowego wygasania ognia, ukrytego we wnętrzu ziemi, który daleko większy wywiera wpływ na kulę ziemską, niż mniemają. Co do mnie, podzielam ostatnie przypuszczenie, wychodząc z tego faktu, że księżyc jest gwiazdą wygasłą, która dziś już nie mogłaby być zamieszkaną, chociaż słońce zawsze jednakową ilość ciepła posyła na jego powierzchnię. Tak więc oziębienie księżyca przypisać trzeba zupełnemu wygaśnięciu tego ognia wewnętrznego, któremu, zarówno jak wszystkie gwiazdy, zawdzięcza swój początek. Zresztą, choć przyczyny nie znamy dotąd z pewnością, to jednak zdaje się, że świat nasz oziębnie kiedyś, chociaż stopniowo i bardzo powoli. Cóż się wtedy stanie? Oto w mniej lub więcej oddalonej przyszłości strefy umiarkowane staną się równie niemożliwe do zamieszkania, jak dziś strefy podbiegunowe — a wtedy tak ludzie jak zwierzęta tłumnie posuwać się będą ku szerokościom, bezpośrednio położonym pod wpływem słonecznym. I nastąpi stopniowa wędrówka ludów; Europa, Azja środkowa, Ameryka północna będą tak opuszczone, jak Australazja, lub niższe części Ameryki południowej. W ślad za wędrówką ludów nastąpi wędrówka roślin. Flora, a z nią i fauna posuną się ku równikowi, środkowe krainy Afryki i Ameryki południowej staną się najpożądańszem miejscem zamieszkania. Lapończycy i Samojedzi odnajdą na wybrzeżach morza Śródziemnego też same warunki klimatyczne, jakie dziś istnieją nad morzem północnem. I któż może wiedzieć, czy w owej epoce okolice podrównikowe nie okażą się za małemi do pomieszczenia i wyżywienia całej ludności ziemi? I dlaczegóżby przewidująca przyroda nie miała już dziś zakładać pod równikiem podwalin nowego gruntu, którego wzniesienie powierza maluczkim wymoczkom, aby kiedyś dać na nim schronienie całej tej emigracji zwierzęcej i roślinnej?
— Ja, towarzysze moi, często zastanawiam się nad tem wszystkiem, i wierzę temu, że postać naszej kuli ziemskiej kiedyś zupełnej ulegnie zmianie, że skutkiem wyniesienia się nowych lądów, morza zaleją dawne, i że kiedyś w przyszłości nowi Kolumbowie odkryją wyspy Chimboraso, Himalaja, lub Mont-Blanc, jako resztki zalanych: Ameryki, Azji lub Europy. Potem znów z wieków kolei i te nowe lądy staną się niemożliwe do zamieszkania; ciepło ich zginie jak ciepło ciała, które dusza opuściła... I życie przepadnie na świecie przynaj-
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/119
Ta strona została przepisana.