mniej na czas pewien. Może wtedy nasza kula ziemska wypocznie, może przemieni się przez śmierć, aby kiedyś w lepszych zmartwychwstać warunkach!... Ale to już, przyjaciele moi, jest tajemnicą Stwórcy wszechświata, a ja, z okoliczności pracy maluczkich wymoczków, może zanadto zapuściłem się w badanie tajników przyszłości, w woli Boga pozostającej.
— Kochany Cyrusie — rzekł Gedeon Spilett — ja teorje te uważam za bardzo prawdopodobne.
— To tylko Bogu wiadomo — odrzekł inżynier.
— Wszystko to piękne i mądre, ale chciałbym teraz wiedzieć, czy i naszą wyspę zbudowały wymoczki? — zapytał Penkroff, który nadzwyczaj uważnie słuchał wymowy inżyniera.
— Nie — odparł inżynier — jest ona pochodzenia wulkanicznego.
— Więc także zniknie kiedyś?
— Tak się zdaje.
— Do nóżek upadam. Byle nie podczas naszej tu bytności.
— Nie kłopocz się tem, pewnie nas już na niej nie będzie. Wszak nie chcemy zostać tu do końca życia i może nareszcie uda się nam wydostać z tej wyspy.
— Jednakże nic nawpół robić nie należy, urządzimy się więc, jakby na wieczność całą — rzekł reporter.
Na tem skończyła się rozmowa. Zaraz po śniadaniu koloniści w dalszą puścili się drogę i doszli aż do miejsca, gdzie zaczynały się bagna.
Była to ogromna przestrzeń bagnista, ograniczająca wyspę od południo-wschodu i mogąca mieć dwadzieścia mil kwadratowych rozległości. Grunt był gliniasto-krzemienisty, pomieszany ze szczątkami roślinnemi. Tu i ówdzie zamarzłe kałuże błyszczały od blasku słonecznych promieni. Tych małych zbiorników wody nie mogły potworzyć ani deszcze, ani nagłe przybieranie jakiejś rzeki, trzeba więc było wnosić, że bagnisko zasycane było przesiąkaniem wody wewnętrznej, co kazało się obawiać, że podczas upałów mogą wywiązywać się miazmaty, które, rozchodząc się w powietrzu, dają początek zaraźliwym gorączkom i febrom.
Ponad wodnemi ziołami, wyłaniającemi się ze stojącej wody, unosiły się stada ptactwa; nic się nie bały, i łatwo było do nich dostąpić. Strzałem z dubeltówki możnaby ich odrazu kilka tuzinów położyć, tak szeregi były zwarte, ale zato przy strzelaniu z łuku nie płoszyło się ptactwa hukiem. Koloniści zabili tuzin kaczek, upierzonych biało, z cynamonowemi paskami, o głowach zielonych a skrzydłach czarnych, białych i rudawych, dziobach spłaszczonych. Top aportował zabite z łuku ptactwo, a od ich nazwy tę błotnistą część wyspy nazwano Tadorną. Koloniści zamierzali zczasem przyswoić wiele ro-
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/120
Ta strona została przepisana.