— Zaledwie trzy miesiące, panie Cyrusie — odpowiedział marynarz. — Ssał właśnie, gdy go znalazłem.
— W takim razie nie można powątpiewać, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy ktoś polował na wyspie Lincolna — mówił dalej inżynier.
— I że ziarnko śrutu zraniło lekko to zwierzątko — dodał Gedeon Spilett.
— Bez wątpienia — rzekł Cyrus. — Z tego zaś następujące trzeba wyprowadzić wnioski: albo wyspa była już zamieszkana przed naszem przybyciem, albo też ludzie wylądowali na nią w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Czy przybyli tu dobrowolnie, czy zagnała ich burza, czy są jeszcze, czy odpłynęli? — tego domyśleć się nie można. A są to kwestje zbyt blisko nas obchodzące, byśmy mogli dłużej pozostać w niepewności.
— Nie! — przerwał Penkroff, wstając od stołu. — Pewny jestem, że oprócz nas niema tu nikogo więcej!
— Musimy zatem przypuścić — odezwał się Cyrus — że w ciągu ostatnich trzech miesięcy ktoś strzelał na wyspie. Sądzę jednak, że ten ktoś albo niedawno wylądował, albo chwilowo tylko przebywał, bo gdyby ludzie znajdowali się na niej w czasie naszej wycieczki na górę Franklina, to my ich lub oni nas musieliby zobaczyć. W każdym razie winniśmy jak najśpieszniej dowiedzieć się prawdy.
— I zabezpieczyć się o ile możności — dodał reporter.
— Oczywiście — odpowiedział Cyrus — bo, niestety, można się obawiać, że byli to korsarze malajscy.
— Panie Cyrusie — odezwał się Penkroff — czy nie wypadałoby przedewszystkiem zbudować czółna, abyśmy w razie potrzeby mogli puścić się rzeką, lub opłynąć wybrzeża. Lepiej zawsze być na wszystko przygotowanym.
— Bardzo to dobra myśl, lecz my nie możemy czekać, a na zbudowanie łodzi trzebaby poświęcić przynajmniej cztery tygodnie.
— Tak, na zbudowanie dużej i mocnej łodzi, w którejby można puścić się na morze, ale takiej teraz nie potrzebujemy. Ja w przeciągu pięciu dni podejmuję się zbudować łódkę, w której bezpiecznie będziemy mogli pływać po naszej rzece i okrążać brzegi wyspy.
— W ciągu pięciu dni chcesz zbudować łódź? — zawołał Nab.
— Tak, Nabie, ale łódź indyjską.
— Z drzewa? — zapytał z niedowierzaniem murzyn.
— Z drzewa — odpowiedział marynarz — czyli raczej z kory, jak to czynią Indjanie. Zaręczam, że za pięć dni nasza łódź będzie gotowa.
— A więc dobrze, za pięć dni dopiero rozpoczniemy nasze poszukiwania. Tymczasem zaś zalecam wam największą ostrożność i proszę, abyście nie oddalali się zbytnio od Granitowego pałacu.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/127
Ta strona została przepisana.