samotnie i może z myślą o występnej przeszłości. Musi to zgubnie oddziałać na umysł człowieka!
— Mnie się zdaje — rzekł Penkroff — że ten człowiek nie dostał się na wyspę Tabor wskutek rozbicia statku, lecz że go tam pozostawiono umyślnie, aby odpokutował za popełnioną zbrodnię.
— Podzielam twoje zdanie — odpowiedział reporter. — Jeżeli tak jest w istocie, to bardzo być może, iż ci, co go zostawili na wyspie, zgłoszą się kiedyś po niego.
— I już go tam nie znajdą — rzekł Harbert.
— W takim razie — zawołał Penkroff — trzebaby raz jeszcze popłynąć tam i...
— Moi przyjaciele — rzekł Cyrus — nie możemy przedsiębrać nic stanowczego, nie wiedząc, jak rzeczy stoją. Zdaje się, że ten nieszczęśliwy przecierpiał wiele, że ciężko odpokutował za winy, że z trudnością powstrzymuje się od wypowiedzenia tego, co mu na sumieniu cięży. Nie nalegajmy, aby nam opowiedział dzieje swego życia. On sam uczyni to kiedyś z własnej chęci, a wówczas będziemy wiedzieli, jak nam postąpić należy. On jeden tylko mógłby nam powiedzieć, czy mu pozostawiono nadzieję, że kiedyś sędziowie jego ułatwią mu powrót do rodzinnej ziemi. Wydaje mi się to jednak wątpliwem.
— Dlaczego? — zapytał reporter.
— Bo, będąc pewnym, że w oznaczonym terminie odzyska wolność, nie byłby wrzucił w morze znalezionego przez nas dokumentu. Zdaje mi się prawdopodobniejszem, że miał na całe życie pozostać na wyspie.
— Jest tam jedna jeszcze zagadka, której rozwiązać nie umiem — rzekł marynarz.
— Jaka?
— Jeżeli tego człowieka opuszczono na wyspie Tabor dwanaście lat temu, to prawdopodobnie już od kilku lat musiał zostawać w tym stanie, w jakim nam się ukazał, a zatem musiałby już bardzo dawno napisać ów dokument.
— Bez wątpienia. A jednak ze wszystkiego trzeba wnosić, że butelka niedługo przebywała w morzu.
— Tak, tak. Nawet trudno przypuścić, aby butelka mogła płynąć przez kilka lat od wyspy Tabor do wyspy Lincolna.
— Nie wydaje mi się to jednak zupełnie niemożliwem — rzekł reporter — bo mogła już dawno znajdować się przy brzegach wyspy.
— Nie — rzekł marynarz — tego przypuścić nie można, skoro jeszcze unosiła się na wodzie. Nie można także wnosić, że wyrzuconą dawniej na brzeg morze uniosło powtórnie, bo wybrzeże południowe wyspy najeżone jest skałami, o które musiałaby się rozbić.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/209
Ta strona została przepisana.