co może być potrzebne do wytworzenia prądu elektrycznego; najtrudniej będzie z wyrobem drutu, ale i temu zaradzimy.
— No, kiedy tak — zawołał marynarz — to bardzo być może, iż niezadługo będziemy pędzili po naszej wyspie koleją żelazną.
Zabrano się do pracy, poczynając od rzeczy najtrudniejszej, to jest wyrobienia drutu, bo, gdyby to się nie udało, nie byłoby potrzeby pracować nad innemi przyrządami.
Żelazo, znajdujące się na wyspie Lincolna, było, jak wiemy, w najlepszym gatunku, zatem łatwo dało się ciągnąć. Cyrus urządził najpierw blachę stalową, w której porobił otwory stożkowe różnej wielkości, aby stopniowo doprowadzać drut do pożądanej grubości. Zahartowawszy tę blachę, przymocował ją do pnia, utwierdzonego w gruncie, o kilka stóp od spadku wody, którego siłę inżynier zużytkować postanowił.
Kilka dni czasu wystarczyło na przygotowanie drutów, i zaraz potom inżynier postanowił urządzić baterję nader prostą.
Dnia 6 lutego zaczęto ustawiać słupy z okrytemi szkłem hakami do podtrzymywania drutu, który miał być wyciągnięty nad drogą, prowadzącą do chaty. W kilka dni później drut był przeprowadzony.
Urządzono dwie baterje; jedną w Granitowym pałacu, drugą w chatce przy owczarni, aby w każdej chwili można się było porozumiewać z sobą.
Dnia 12 lutego cały przyrząd był już wykończony, i zaraz Cyrus zapytał Ayrtona, czy co złego nie zaszło w owczarni; w kilka minut odebrał zadowalającą odpowiedź. Penkroff nie posiadał się z radości i codziennie rano i wieczór wysyłał telegramy do owczarni, na które zawsze odbierał żądane odpowiedzi.
Urządzenie telegrafu zapewniało podwójną korzyść: najpierw mogli zawsze wiedzieć, czy Ayrton nie opuścił chaty, a powtóre nie pozwalali mu zostawać w zupełnem odosobnieniu. Oprócz tego Cyrus odwiedzał go regularnie przynajmniej raz na tydzień, a ilekroć Ayrton przybywał do Granitowego pałacu, przyjmowano go życzliwie.
Piękna pora roku upłynęła wśród zwykłych zajęć. Zasoby kolonji, szczególniej pod względem jarzyn i zboża, zwiększały się nieustannie, a rośliny, sprowadzone z wyspy Tabor, udały się jak najlepiej. Czas był prześliczny; we dnie temperatura była bardzo gorąca, ale wieczorami wietrzyk, wiejący od morza, mile chłodził powietrze. Niekiedy jednak nadchodziły burze i, choć krótkie, były przecież bardzo gwałtowne: czasami błyskawice trwały po kilka godzin, sprowadzając za sobą grzmoty i pioruny.
W owym czasie stan kolonji dosięgał wysokiego stopnia rozwoju. Drób tak się rozmnożył, że go mieli prawie za wiele. Onagi także doczekały się potomstwa, a dwoje ich dzieci służyło za wierzchowców dla reportera i Harberta, który dzięki Gedeonowi był doskonałym jeźdźcem. Oprócz tego zaprzęgano młode onagi do wozu, aby
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/222
Ta strona została przepisana.