zwoziły węgiel i drzewo, oraz rozmaite minerały, których inżynier ciągle potrzebował.
Kilkakrotnie odbywano wycieczki do lasów, leżących na Dalekim zachodzie. Koloniści nie obawiali się zbyt wysokiej temperatury, bo promienie słoneczne zaledwie gdzie niegdzie zdołały sę przedrzeć przez nadzwyczaj gęste sklepienie lasu. Zwiedzili cały lewy brzeg Mercy. Wybierając się na te wycieczki, zawsze dobrze się uzbrajali, gdyż często zachodziły im drogę dziki nadzwyczaj zuchwałe, z któremi musieli uparte staczać walki.
W tej także porze roku Gedeon i Harbert rozpoczęli z jaguarami straszną wojnę. Obaj myśliwi uzupełniali się wzajemnie. Harbert był nadzwyczaj odważny i śmiały, reporter odznaczał się zimną krwią i przezornością. Dzięki tym zapalonym myśliwym już przeszło dwadzieścia prześlicznych skór jaguarów zdobiło ściany wielkiej sali Granitowego pałacu, z czego można było wnosić, że potrafią dojść do zamierzonego celu i oczyszczą wyspę z tych niebezpiecznych zwierząt.
Inżynier często towarzyszył w wycieczkach w nieznane okolice wyspy i rozpatrywał się w nich nadzwyczaj bacznie. Nie szukał jednak ani roślin, ani zwierząt, lecz innych śladów; dotąd jednak nie natrafił na nic godnego uwagi.
W owym czasie Gedeon z pomocą Harberta zdjął kilka widoków najpiękniejszych części wyspy, dzięki przyrządowi fotograficznemu, który znaleźli w skrzyni. Aparat ten, zaopatrzony w doskonałe szkła, był nadzwyczaj dokładny.
Reporter i Harbert wkrótce tak się wprawili w zdejmowanie widoków, iż otrzymali ładne odbicia krajobrazów tak pojedynczych miejscowości jak i całej wyspy. Prócz tego zdejmowali portrety wszystkich bez wyjątku mieszkańców wyspy, a Penkroff, patrząc na odbicia, wesoło zacierał ręce, mówiąc:
— Gdy widzę nas wszystkich raz w Granitowym pałacu, a potem na obrazkach, wydaje mi się, że nasza wyspa jest gęściej zaludniona.
Z radością przyglądał się swemu portretowi, zawieszonemu na ścianie, przechodził do innych, wpatrując się z takiem zajęciem, jakgdyby się znajdował w najbogatszej galerji obrazów.
Trzeba jednak przyznać, że najlepiej może udał się portret Jowa; orangutang wybrał pozę nadzwyczaj poważną i stał tak spokojnie, iż obraz odbił się doskonale.
— Tylko patrzeć, jak się na nas wykrzywi! — wołał Penkroff.
To też jegomość Jow poznał się na doskonałem podobieństwie portretu i najzupełniej był z niego zadowolony, a gdy mu się przy-
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/223
Ta strona została przepisana.