— No! niech teraz cała marynarka norfolska uda się za nami w pogoń, możemy jej pokazać figę.
— Wiwat nasz dowódca!
— Wiwat Bob Harwey!...
Łatwo pojmiemy, jakiego wrażenia doznał Ayrton, usłyszawszy ten urywek rozmowy, gdy dowiemy się, że w owym przywódcy poznał jednego z dawnych towarzyszów z Australji, doskonałego i śmiałego marynarza, który dawny zbrodniczy zamiar doprowadził do skutku. Bob Harwey opanował ten bryg, stojący przy wybrzeżach Norfolku, doskonale uzbrojony, zaopatrzony w amunicję, wszelkie narzędzia i zapasy. Cała jego banda dostała się na pokład, z zesłańców zmieniając się w korsarzy; nędznicy ci napadali i rabowali okręty, mordowali osady i byli stokroć okrutniejsi od Malajczyków.
Zbrodniarze ci rozprawiali głośno i, pijąc nad miarę, przechwalali się z okrucieństw i dokonanych grabieży. Oto, co mógł zrozumieć Ayrton.
Obecna osada okrętu Speedy składała się wyłącznie z więźniów angielskich, zbiegłych z Norfolku.
Wysepka Norfolk leży w Australji wschodniej, pod 29° 2” szerokości południowej i 16° 42” długości wschodniej, i ma sześć mil obwodu. Jest to osada angielska, do której wysyłają największych przestępców. Bywa ich pięciuset; pilnuje ich 150 żołnierzy, 150 urzędników pod zwierzchnictwem gubernatora. Trudno sobie wyobrazić, jak straszni są to zbrodniarze. Pomimo nadzwyczaj ścisłego nadzoru, niektórym udaje się uciec: zajmują oni zdradą okręty, na których dostają się na archipelagi polinezyjskie.
Tak postąpił Bob Harwey i jego towarzysze; zagarnął bryg Speedy, stojący na kotwicy wpobliżu wyspy Norfolk, wymordował z towarzyszami załogę, i od roku już bryg pływał po wodach oceanu Spokojnego pod dowództwem zdolnego marynarza, dawniej zesłańca a dziś korsarza.
Większa część zesłańców zebrała się w tylnej izdebce, a niektórzy rozciągnięci na pomoście rozprawiali głośno, pijąc nieustannie. Z ich rozmowy Ayrton dowiedział się, że przypadek jedynie sprowadził Speedy na wody Lincolna, Harwey dotąd nic o niej nie wiedział, i, jak trafnie domyślał się Cyrus Smith, zobaczywszy ziemię, nieoznaczoną na żadnej mapie, postanowił ją zwiedzić, a nawet zająć, jeśliby się to okazało korzystne.
Co się zaś tyczy wywieszenia czarnej bandery i strzału danego z działa, jak to czynią okręty wojenne w chwili rozwinięcia flagi, była to prosta fanfaronada, a nie żadne hasło, gdyż dotąd korsarze nie mieli żadnych stosunków z wyspą Lincolna.
Tak więc państwu kolonistów wielkie zagrażało niebezpieczeństwo. Niewątpliwie wyspa, tak łatwo dostępna, z przyrodzonym portem i zasobami, tak umiejętnie wyzyskiwanemi przez kolonistów, ze
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/244
Ta strona została przepisana.