chcesz, abym wziął udział w poszukiwaniach, pójdę wszędzie za tobą.
— Dziękuję ci, Ayrtonie — rzekł Cyrus — lecz chciałbym otrzymać wyraźniejszą odpowiedź na moje pytanie. Jesteś naszym towarzyszem, nieraz już poświęciłeś się dla nas i masz prawo, równie jak i każdy z nas, wypowiedzieć swoje zdanie, gdy idzie o powzięcie ważniejszego postanowienia.
— Panie Smith — odpowiedział Ayrton — sądzę, że powinniśmy uczynić wszystko, co można, dla wyszukania naszego dobroczyńcy. Może on jest sam jeden; może znękany smutkiem i cierpieniem!... Słusznie powiedziałeś, że i ja zaciągnąłem względem niego dług wdzięczności. On to niezawodnie był na wyspie Tabor i, ulitowawszy się na demną, uwiadomił was, że tam znajduje się nieszczęśliwy, potrzebujący ratunku. Jemu więc zawdzięczam, że znów jestem człowiekiem. Nie! nigdy tego nie zapomnę!
— Skoro więc wszyscy zgadzamy się na to — rzekł Cyrus Smith — poszukiwania rozpoczną się jak można najprędzej, i zwiedzimy wyspę nawet w jej najdalszych, najniedostępniejszych zakątkach.
Koszenie łąk i żniwa zajęły kolonistom kilka dni, gdyż przed rozpoczęciem poszukiwań chcieli ukończyć najpilniejsze roboty. W tym czasie przypadał także zbiór jarzyn, pochodzących z wyspy Tabor, i trzeba było to wszystko przenieść do składów w Granitowym pałacu, gdzie wszelkie produkty kolonji były systematycznie poukładane. Piękne stalowe działa potrzebowały także stosownego umieszczenia. Na prośbę Penkroffa przeniesiono je zapomocą stosownie urządzonej windy do Granitowego pałacu, gdzie pomiędzy oknami wykuto strzelnice. Wkrótce błyszczące paszcze ukazały się na zewnętrznej stronie granitowej ściany. Z tej wysokości mała baterja panowała rzeczywiście nad całą zatoką Unji. Był to niby mały Gibraltar; i każdy statek, usiłujący przesunąć się wzdłuż brzegów wysepki, byłby wystawiony na ogień dział Granitowego pałacu.
— Panie Cyrusie — rzekł pewnego dnia Penkroff — kiedyśmy już ustawili nasze armatki, wartoby poznać doniosłość ich strzałów. Inaczej nie będziemy wiedzieli, jak daleko mogą sięgać kule, w które nas bryg zaopatrzył.
— Wypróbujemy je, Penkroffie, skoro uważasz, że to może być dla nas użyteczne — odpowiedział inżynier. — Sądzę wszelako, że zamiast zwyczajnego prochu, lepiej będzie użyć bawełny strzelniczej, której nam nie zabraknie nigdy.
— Czy tylko te działa wytrzymają nabój z bawełny strzelniczej? — zapytał reporter.
— Tak sądzę. A zresztą będziemy działali ostrożnie — odpowiedział inżynier.
Cyrus nie mylił się. Armaty były doskonałe, wyrobione ze stali
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/263
Ta strona została przepisana.