wpobliżu strumienia. Nab znajdował się właśnie przy kurniku i, widząc, że jeden z nich chce wpław strumień przepłynąć, strzelił do niego; było już dość ciemno, więc nie wie, czy trafił. W każdym razie nie odstraszyło to bandy, i Nab zaledwie zdołał schronić się do Granitowego pałacu.
Sam niczego się nie obawiał, ale budynki, ogrody, pole, wszystko to pozostało na łasce zbrodniarzy. Wypadało koniecznie zawiadomić towarzyszy o grożącem niebezpieczeństwie.
Przyszło Nabowi na myśl, aby posłać Jowa, który nieraz już dawał dowody wielkiej zmyślności. Ciemno jeszcze było, i zwinna małpa mogła przejść niepostrzeżenie przez las, który zresztą mógł być jej zwykłem mieszkaniem.
Nab przywiązał więc kartkę do szyi Jowa, przyprowadził go do drzwi Granitowego pałacu, spuścił sznur, sięgający aż do ziemi, i, patrząc na małpę, powtórzył kilka razy:
— Jow! owczarnia, owczarnia!
Zwierzę zrozumiało dobrze nazwisko miejsca, do którego uczęszczało tak często z Penkroffem, zsunęło się też zręcznie po sznurze i znikło.
— Dobrze zrobiłeś, Nabie — rzekł Cyrus — ale może byłoby lepiej, gdybyśmy nie dowiadywali się wcale o tem, co tu zaszło.
Mówiąc to, inżynier myślał o Harbercie, któremu przewiezienie zaszkodziło tak bardzo.
Nab dodał jeszcze, że zbrodniarze nie pokazali się wcale na wybrzeżu wpobliżu Kominów, gdyż, sądząc z wystrzałów, któremi przywitano ich z tylu naraz punktów, gdy chcieli wylądować na wyspę, musieli wnosić, że w Granitowym pałacu powinni ukrywać się obrońcy wyspy. Płaszczyzna nie była wystawiona na strzały z Granitowego pałacu, wtargnęli tedy na nią, zniszczyli i spustoszyli wszystko.
Zaraz po ich oddaleniu Nab pobiegł na płaszczyznę, nie zważając na to, że jeszcze kula dosięgnąć go może, starał się ugasić pożar, niweczący budynki, i walczył z nim, choć napróżno, aż do chwili, w której wóz ukazał się na skraju lasu.
Inżynier chciał przekonać się naocznie o wielkości szkód wyrządzonych i udał się wraz z Nabem na płaszczyznę. Na lewym brzegu nie znaleźli nigdzie śladu przejścia złoczyńców, na drugim brzegu i w lesie nie dostrzegli także nic, co dowodziłoby, że byli w tej stronie. Cyrus wyprowadził z tego wniosek, że albo zbrodniarze dostrzegli zdaleka, że koloniści wracają do Granitowego pałacu, i natychmiast udali się do owczarni; albo też, nie wiedząc o ich powrocie, uciekli do swej kryjówki, by przygotować się do nowej napaści. Wypadałoby ich uprzedzić, ale i teraz jeszcze stan zdrowia Harberta nie dozwalał rozpocząć stanowczych kroków.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/283
Ta strona została przepisana.