Ta niewidzialna opieka, przypominająca ciągle kolonistom, że sami sobie wystarczyć nie mogą, wzruszała, ale zarazem drażniła inżyniera. Dobrodziejstwa, świadczące z widoczną chęcią uwolnienia się od wszelkich oznak wdzięczności, zdawały się dowodzić pewnego lekceważenia, i to właśnie w oczach Cyrusa zmniejszało cenę dobrodziejstw doznanych.
— Tak, szukajmy — powtórzył — i daj Boże, abyśmy mogli dowieść naszemu dumnemu opiekunowi, że nie zobowiązywał niewdzięcznych! Dałbym wiele, bardzo wiele za to, abyśmy mogli spłacić mu kiedyś dług wdzięczności, choćby kosztem największych ofiar.
W kilka minut później koloniści wrócili do domku, gdzie Ayrton, otoczony troskliwą opieką, odzyskał prędko zdrowie i siły. Nab i Penkroff wykopali głęboki dół w lesie i pochowali w nim zwłoki zbrodniarzy.
Cyrus Smith opowiedział Ayrtonowi wszystkie przygody i cierpienia, których doznali w ciągu jego nieobecności, i dodał, skończywszy opowiadanie:
— Teraz pozostaje nam jeszcze jeden obowiązek do spełnienia. Nie potrzebujemy się już obawiać sąsiedztwa zbrodniarzy, ale nie uwolniliśmy się od nich własnemi siłami.
— A więc — odpowiedział Spilett — przebiegnijmy cały labirynt gór i wąwozów około góry Franklina, przetrząśnijmy wszystkie jaskinie, wydrążenia i zakręty tak, aby nic nie uszło przed naszym wzrokiem!
— I nie wracajmy do Granitowego pałacu — dodał Harbert — dopóki nie znajdziemy naszego dobroczyńcy!
— Tak — rzekł inżynier — zrobimy wszystko, co będzie w naszej mocy... ale powtarzam, nie znajdziemy go, dopóki na to nie pozwoli.
— Czy pozostaniemy nadal w owczarni? — zapytał Penkroff.
— Tak — odpowiedział Cyrus — mamy tu poddostatkiem żywności i jesteśmy w środkowym punkcie tej części wyspy, którą poznać pragniemy.
— Dobrze — odrzekł marynarz — ale muszę zrobić jedną uwagę.
— Jaką?
— Mamy właśnie najpiękniejszą porę roku i nie powinniśmy zapominać, że nas czeka podróż morska.
— Podróż? — rzekł Gedeon Spilett.
— Tak, do wyspy Tabor. Wszakże musimy zostawić tam zawiadomienie, wskazujące położenie wyspy Lincolna, na której Ayrton znajduje się obecnie, aby jacht szkocki wiedział, gdzie go szukać. Kto wie nawet, czy już nie będzie za późno.
— Ale, Penkroffie — zapytał Ayrton — na czemże puścisz się w tę podróż?
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/296
Ta strona została przepisana.