Kwiecień był piękny, pracowali też tak gorliwie, tak umieli korzystać z każdej chwili czasu, że wkrótce na płaszczyźnie Pięknego Widoku stanęły nowe, obszerniejsze jeszcze od spalonych, budynki. W stajni stało już pięć onag: jedna mała, a cztery tak dobrze ujeżdżone, że mogły służyć pod wierzch i do zaprzęgu. Drobiu była już znaczna ilość. Koloniści rozdzielali między siebie robotę, przez cały dzień pracowali pilnie; ale też zato czerstwem cieszyli sę zdrowiem i bardzo wesoło przepędzali wieczory, gdy zgromadzeni razem tworzyli tysiączne na przyszłość projekty! Jeden tylko Ayrton był zawsze smutny i milczący, pomimo że był pracowitym, silnym, zręcznym i zdolnym robotnikiem.
Do owczarni udawał się co dwa dni jeden z kolonistów, zaopatrywał w paszę kozy i muflony a, wracając, przywoził mleko. Najczęściej jednak wycieczki te odbywał Harbert lub Gedeon Spilett, zabierając z sobą strzelbę i Topa.
Ma się rozumieć, że komunikację telegraficzną przywrócono między owczarnią i Granitowym pałacem, aby w razie potrzeby koloniści mogli porozumiewać się, chociaż obecnie nie można się było obawiać napaści, przynajmniej ze strony ludzi.
Koloniści zwracali też codziennie lunetę na morze; dotąd nie dostrzegli nic zatrważającego, ale ostrożność była konieczna. Z tego powodu inżynier powziął myśl ufortyfikowania owczarni, to jest miał zamiar podwyższyć palisadę i zbudować rodzaj baszty, w której w danym razie mogliby bronić się przeciwko napastnikom. Wykonanie tej pracy odłożono do przyszłej wiosny.
W ostatnich dniach maja czas był szkaradny; od wschodu wiał wicher z gwałtownością huraganu. Inżynier lękał się, aby nie przewrócił szopy, pod którą złożone było obrobione drzewo; szczęściem jednak, nie ziściły się jego obawy.
Penkroff i Ayrton pracowali gorliwie koło budowy statku, nie zważając na wichry i deszcze, ale kiedy nastały silne mrozy, drzewo tak stwardniało, że trudno je było obrabiać i 10 czerwca trzeba było zawiesić roboty.
Zimy na wyspie Lincolna były tak mroźne, jak w Stanach Nowej Anglji, leżących w równej mniej więcej odległości od równika. Ale jeżeli na półkuli północnej, a przynajmniej w północnej części Stanów Zjednoczonych, można było tłumaczyć to sobie płaskością obszarów, przytykających do bieguna, gdzie góry nie stawiają zapory północnym wiatrom, to tłumaczenie takie nie dało się zastosować do wyspy Lincolna.
— Uczyniono nawet spostrzeżenie — rzekł pewnego dnia Cyrus — że wyspy i okolice nadmorskie nie miewają zim tak mroźnych, jak lądy, leżące pod tą samą szerokością geograficzną, lecz oddalone od morza. Fakt ten tłumaczy się tem, że w zimie morze wydaje z siebie ciepło, które pochłonęło w lecie.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/302
Ta strona została przepisana.