Wszakże przeszłość nie stanowiła jeszcze zupełnej rękojmi na przyszłość; często na szczycie wulkanów zamykają się dawne kratery, a na ich miejsce otwierają się nowe; dowodem tego jest Etna, Popocatepetl i Orizaba; a w przeddzień wybuchu wszystkiego obawiać się można. Dosyć trzęsienia ziemi, towarzyszącego często wybuchom wulkanicznym, aby wewnętrzny ustrój góry uległ zmianom i lawa utorowała sobie nowe drogi. Odtąd nad szczytem góry ciągle już unosił się dym, coraz gęstszy, lecz płomienie jeszcze się nie pokazywały; ogień ześrodkował się dotąd w niższej części czeluści.
Z wiosną rozpoczęły się zwykłe poza domem prace, krzątano się pilnie około budowy statku. Cyrus Smith, dla przyśpieszenia roboty, zbudował tartak wodny, którego mechanizm był tak prosty, jak w wiejskich tartakach w Norwegji. Przyrząd cały składał się z jednego koła, dwóch walców i bloków, odpowiednio ustawionych; koło, obracając się, poruszało jednocześnie piłę i podsuwało pod nią kloce drzewa. Przy końcu września szkielet statku już stał na warsztacie, oklepkowanie było prawie skończone, ale pomimo to zupełne wykończenie znacznego jeszcze wymagało czasu.
Żniwa zajęły kolonistom kilka dni, poczem pracowali znów gorliwie i bez przestanku nad budową statku. Ażeby nie tracić czasu, zmienili nawet godzinę obiadu: po lekkiem śniadaniu w południe jadali obiad po zachodzie i wkrótce potem udawali się na spoczynek, jeżeli zajmująca rozmowa nie zatrzymała ich dłużej w wielkiej sali Granitowego pałacu.
Zwykle w takim razie rozmawiali o przyszłości, o zmianach, jakie zajdą w ich położeniu, gdy po ukończeniu statku popłyną do najbliższej zamieszkanej ziemi. Chociaż tworzyli tysiące projektów, nie opuszczała ich nigdy myśl powrotu na wyspę Lincolna. Penkroff i Nab nadewszystko pragnęli zakończyć na niej życie.
— Harbercie — mówił marynarz — wszak nigdy nie opuścisz wyspy?
— Nigdy, Penkroffie, zwłaszcza, jeżeli ty na niej pozostaniesz.
— To nie ulega wątpliwości, mój chłopcze, będę tu czekał na ciebie! Przywieziesz z sobą żonę, a ja będę piastował, pieścił i psuł twoje dzieci.
— Zgadzam się na to — odpowiadał Harbert, śmiejąc się serdecznie.
— Pan zaś, panie Cyrusie — mówił dalej Penkroff będziesz gubernatorem naszej wyspy! Ale! ale! ile też ona mogłaby wyżywić mieszkańców? Ja myślę, że najmniej dziesięć tysięcy!
Co do Ayrtona, ten słuchał innych w milczeniu, głównem jego życzeniem było zobaczyć lorda Glenarvana i stanąć przed nim, jako oczyszczony żalem i pokutą, uszlachetniony pracą i poświęceniem dobra swych dobroczyńców i towarzyszy.
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/305
Ta strona została przepisana.