— Szkoda — rzekł — że nie wzięliśmy z sobą latarni.
— Znajdziemy ją w domku Ayrtona — odpowiedział inżynier.
Burza mogła wybuchnąć lada chwila. Coraz jaskrawsze, coraz gęstsze błyskawice oślepiały ich prawie; huk grzmotów rozlegał się coraz bliżej; powietrze było ciężkie, duszne.
Jednak szli dalej i dalej, jakby popychani nieprzepartą siłą, az nakoniec przy świetle błyskawicy dojrzeli owczarnię. Zanim przeskoczyli bramę, już gwałtowny huk grzmotu rozległ się nad wyspą.
Stanęli przed domkiem Ayrtona. Zdawało się, że powinniby zastać tam nieznajomego, skoro stąd właśnie przysłał do nich telegram, a jednak nie było widać światła.
Inżynier zapukał do drzwi. Nikt się nie odzywał. Otworzył drzwi, weszli. Nab skrzesał ognia i zapalił latarnię. Nie znaleźli nikogo...
— Czy ulegliśmy złudzeniu? — pomyślał każdy. — Ależ nie, to być nie może, inżynier przeczytał wyraźnie: „Przybywajcie śpiesznie do owczarni!”
Zbliżono się do przyrządu telegraficznego; wszystko było w porządku.
— Kto tu był naostatku? — zapytał inżynier.
— Ja, panie Smith — odpowiedział Ayrton.
— Jak dawno?
— Cztery dni temu.
— A! jakaś karteczka! — zawołał Harbert, wskazując papier, leżący na stoliku.
Na tej kartce papieru napisane były po angielsku następujące wyrazy:
„Nowozałożony drut będzie wam służył za przewodnika.”
— W drogę! — zawołał Cyrus, który domyślił się, że depesza nie wyszła z owczarni, lecz z tajemniczego schronienia, połączonego wprost z Granitowym pałacem zapomocą świeżo dodanego drutu.
Nab wziął latarnię i wszyscy wyszli z owczarni. Burza srożyła się z gwałtownością; błyskawice, pioruny i grzmoty coraz częściej następowały po sobie: przy świetle błyskawic można było widzieć kłęby dymu, wybuchające z czeluści wulkanu.
Na dziedzińcu przed domem nie było dodatkowego drutu, lecz, gdy inżynier zbliżył się do pierwszego słupa za bramą, spostrzegł przy świetle błyskawicy nowy drut, spuszczający się do ziemi.
— Oto jest! — zawołał.
Drut ciągnął się po ziemi.
— Chodźmy, dokąd nas ten drut zaprowadzi — rzekł Cyrus. — Przy świetle latarni i błyskawic nie stracimy go z oczu.
Huk grzmotów rozlegał się bezustanku tak, że ogłuszał prawie. Inżynier sądził, że drut zaprowadzi ich w głąb doliny i ze tam znajdą schronienie nieznajomego. Omylił się. Musieli zwrócić się na połu-
Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/307
Ta strona została przepisana.