i marmurowe posążki, przedstawiające w zmniejszeniach słynne dzieła sztuki; wspaniałe organy wspierały się o tylną ścianę, ku srodkowi, pod szklanemi taflami nagromadzone były najpiękniejsze płody morskie, rośliny, zwierzokrzewy, sznury pereł nieocenionej wartości. Nakoniec zatrzymał wzrok na napisie, umieszczonym na przodzie; była to dewiza „Nautilusa”:
Zdawało się, że pragnie po raz ostatni pieszczotliwem objąć wejrzeniem te arcydzieła sztuki i przyrody, stanowiące świat jego z czasu tyloletniego pobytu w otchłaniach morskich.
Cyrus Smith szanował milczenie kapitana, oczekując, aż sam mówić zacznie. Jakoż po kilku chwilach, w ciągu których zapewne uprzytomnił sobie w myśli całą przeszłość swoją, kapitan zwrócił się, mówiąc:
— Sądzicie, panowie, iż winni mi jesteście pewną wdzięczność...
— Kapitanie, każdy z nas oddałby życie, aby przedłużyć twoje.
— Dobrze więc — odrzekł — zatem przyrzeknijcie mi, że spełnicie moją ostatnią wolę, a będę stokrotnie wynagrodzony za wszystko, co mogłem zrobić dla was.
— Przyrzekamy to najuroczyściej! — zawołał Cyrus Smith, zobowiązując się temi słowy za siebie i swoich towarzyszy.
— Panowie — mówił dalej kapitan — jutro do lepszego przeniosę się świata... jutro śmierć zamknie oczy moje i pragnę, aby „Nautilus” stał się grobowcem moim. Będzie to moja trumna! Wszyscy przyjaciele moi spoczywają w otchłaniach morskich, chcę połączyć się z nimi.
— Panowie! — mówił po chwili. — „Nautilus” uwięziony jest w tej grocie, do której wejście znacznie się zmniejszyło; lecz jeśli niepodobna mu opuścić swego więzienia, może zato zapaść się w otchłań, kryjącą się pod nim i pogrzebać w niej śmiertelne moje szczątki.
Koloniści w milczeniu słuchali słów umierającego.
— Jutro, po mojej śmierci — mówił dalej — opuścicie panowie „Nautilusa”, gdyż wszystkie znajdujące się w nim bogactwa powinny zginąć wraz ze mną. Książę Dakkar, którego dzieje poznaliście teraz, jedną tylko pozostawi wam pamiątkę. Ta szkatułka... tam... zawiera w sobie brylanty, warte kilkanaście miljonów; większa ich część pochodzi z tych czasów, gdy, będąc jeszcze mężem i ojcem wierzyłem prawie w szczęście. Tam także mieszczą się perły, które ja i przyjaciele moi znaleźliśmy w głębi morza. Posiadając takie skarby, będziecie kiedyś w możności robić wiele dobiego, w rękach takich ludzi, jak ty, panie Smith, i twoi towarzysze, pieniądze nie sprowadzą złych następstw — jestem o to spokojny. Duch mój cieszyć się bę-