Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/007

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ I.

Bracia Sam i Seb.





— Bet!
— Bess!
— Betti!
— Betsi!
Taki szereg nawoływań rozlegał się w pięknym salonie dworu Hellenburg; to znaczyło, że bracia Sam i Seb przywoływali swoją gospodynię. Lecz na ten raz wszystkie te zdrobnienia tak samo nie sprowadziły skutku zjawienia się tej pani, jak gdyby ją wzywali całkowitem imieniem Elżbiety. Nareszcie zamiast niej ukazał się burgrabia Patrydż. Trzymając w rękach swoją szkocką czapeczkę, Patrydż zwrócił się z uszanowaniem ku dwom sympatycznie wyglądającym panom, siedzącym w obszernej niszy okna, wychodzącego na park i rzekł:
— Panowie raczyli wołać Bessy? Niema jej w domu.
— Gdzie ona, Patrydżu?