— Bessy wyszła razem z miss (panną) Campbell, która w tej chwili przechadza się po parku.
To powiedziawszy, na znak dany przez panów, Patrydż poważnie wyszedł z pokoju.
Dwaj mężczyźni, o których tylko co mówiliśmy, byli to bracia Sam i Seb Melwilowie. Imiona nadane im przy chrzcie brzmiały w rzeczywistości Samuel i Sebastyan. Co się tyczy miss Campbell, to była ona siostrzenicą Melwilów. Bracia Melwilowie należeli do jednej ze starszych rodzin szkockich; razem liczyli sobie stodziewiętnaście lat, tylko z tą różnicą, że Sam był starszym od Seba o piętnaście miesięcy. Ażeby kilkoma rysami określić świat wewnętrzny obydwu braci, dosyć będzie powiedzieć, że całe swoje życie ześrodkowali w swojej siostrzenicy — jedynem dziecku siostry, która zmarła wkrótce po śmierci męża. Gorąca miłość do sieroty związała ściśle braci Melwilów; żyli oni tylko dla niej jednej i o niej jednej tylko myśleli. Gwoli siostrzenicy wyrzekli się myśli wstąpienia w stan małżeński — czego bynajmniej nie żałowali: ze swego usposobienia należeli oni do tych miłych i dobrych ludzi, którym jakby sama przyroda naznacza rolę bezżeństwa i opiekuństwa. W tym opisie jednak nie wyczerpaliśmy charakterystyki obu braci, należy dodać, że nietylko przyjęli na siebie obowiązek opiekunów nad dziewczyną, lecz że starszy brat, Sam stał się ojcem, — a młodszy, Seb — matką dziecięcia. Dlatego nikogo nie mogło to zadziwić, jeżeli, jak nieraz zdarzało się, miss Campbell swobodnie witała swoich wujów słowami:
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/008
Ta strona została uwierzytelniona.