Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

Zachodziła jednak w tem mała różnica Sam upodobał sobie barwę ciemno-niebieską, Seb ciemno-bronzową. Zaprawdę, któżby nie życzył sobie żyć na świecie w takim spokoju i takiej przyjaźni jak żyli ci dwaj ze wszech miar dobrzy ludzie? Bracia tak przywykli iść ręka w rękę przez życie, że możnaby pójść o zakład, że jeden drugiego prędzej nie opuści póki nie wybije godzina ziemskiej wędrówki. Lecz, sądząc z ich wyglądu, można było napewno spodziewać się, że ta chwila jeszcze nie prędko nastąpi i mieć nadzieję, że te dwa filary domu Melwilów długo jeszcze podpierać będą gmach starożytny. Ród Melwilów wywodził swój początek z XIV stulecia, z czasów Roberta Brusa i Wallsa, z okresu bohaterskiego, w którym Szkocya broniła swoich praw i wolności przed anglikami. Jakkolwiek bracia Melwilowie nie mieli sposobności stawać w rzędzie wojowników i bić się za ojczyznę, a życie ich, dzięki nagromadzonemu przez przodków bogactwu upływało spokojnie i cicho — nie mniej jednak oni święcie czcili podania swego rodu, szczodrą dłonią pomagając bliźniemu. Ponieważ obaj bracia cieszyli się czerstwem zdrowiem i życie prowadzili w sposób prawidłowy, przeto można było przypuszczać że długo jeszcze nie zestarzeją się ani fizycznie ani moralnie. Niezawodnie i ci dwaj dobrzy ludzie mieli swoje pewne wady, lecz któż jest całkiem bez wad? Nam znaną jest jedna wada braci Melwilów czyli raczej słabostka: mieli oni zwyczaj przeplatać swoje rozmowy cytatami wyjętemi z ulubionych powieści lub poematów Ossyana, któremi się za-