Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

tak piękną, że podług zdania Melwilów, nie mogły z nią się ubiegać ani Mina ani Katarzyna Glawer ani Dyana Vernon — te znakamite piękności romansów. W istocie można się było zachwycać piękną twarzyczką tej dzieweczki, jej błękitnemi jak szkockie jezioro oczyma, jej zgrabną kibicią i lekkim nieco dumnym chodem. Wyraz jej twarzy najczęściej rozmarzony, lecz czasami też dobrotliwy i filuterny, wywierał najprzyjemniejsze wrażenie. Cała powierzchowność panienki nosiła na sobie piętno elegancyi i szlachetności. Obok tego miss Campbell była nietylko ładną ale i dobrą dziewczyną. Dzięki bogactwu wujów miała znaczne środki do swego rozporządzenia, nie używała ich jednak na swoje przyjemności lub zbytki, lecz na wspomaganie biednych — pomnąc przytem „że ręka dającego nie skąpi.“ Gorąco kochała wujów i dom w którym się wychowywała i wszystkich jego mieszkańców. Duszą i ciałem była ona szkotką, a gdyby jej pozostawiony był wybór męża, to najbiedniejszego szkota przeniosłaby nad dumnego anglika; dla jej ucha zaś nie było piękniejszej muzyki nad pieśni narodowe górali. De Maistre powiedział: W każdym człowieku są dwie istoty: on sam i jeszcze drugi. Świat wewnętrzny miss Campbell także był podzielony na dwie istoty: jedna była romantyczna, skłonna do fatalizmu i lubująca się w fantastycznych powieściach w które ojczyzna jej obfituje — zaś druga istota w niej była bardzo poważna, myśląca, uważająca życie raczej za obowiązek niżeli za przyjemność.