Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

— To wieczorem, zdaje się... rzekł Sam.
— Po obiedzie wyruszymy razem na Poin Rosenheat — dokończył Seb.
— Albo prosto wejdziemy na wieżę naszego zamku — mówił Sam.
— Ani tu ani tam — rzekła miss Campbell nie ujrzymy otwartego morza. — Zachód słońca należy oglądać na otwartem morzu, a ja chciałabym widzieć ten zachód bez zwłoki.
Mówiąc to miss Campbell tak wdzięcznie uśmiechała się do obu wujów, że ci nie mieli sił jej się przeciwić.
— Ależ to jeszcze nie tak pilne, — próbował zwlekać Sam. Miss Campbell przecząco pokręciła głową.
— My nie mamy dużo czasu przed sobą, trzeba pośpieszyć rzekła.
— Czy to dlatego należy się śpieszyć, że to leży w interesie Arystobula Ursiklosa? — zapytał Sam.
— Widocznie — rzekł Seb — szczęście naszego młodego przyjaciela zależy od „Zielonego promienia“.
— Dlatego, moi wujaszkowie, że teraz mamy sierpień — odrzekła miss Campbell — i mgły niezadługo zaczną opadać na ziemię; trzeba korzystać z tych pięknych wieczorów któremi obdarzają nas koniec lata i początek jesieni! Zatem, kiedy jedziemy?
Było oczywistem że trzeba się spieszyć, jeżeli życzenie miss Campbell, aby zobaczyć Zielony promień, miało być spełnionem w tym jeszcze roku. Należało pojechać na wyniosły punkt jakiego przylądka wystającego w morze na zachodzie, znaleść sobie do-