Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

parostatku „Kolumbii“, miss Campbell i bracia Melwilowie powrócili na pokład. Podszedłszy do miejsca na pomoście zkąd poprzednio badała horyzont, nie mogła się wstrzymać od okrzyku rozczarowania.
— Gdzie się podział horyzont?! zawołała.
Trzeba przyznać, że horyzont rzeczywiście znikł na kilka minut przed powrotem p. Campbell na pokład.
Parostatek szedł właśnie w dół cieśniny pomiędzy wyspami Kyles i Bute.
— Bardzo źle postąpiłeś, wujaszku Samie — rzekła z dąsem Helena.
— Ależ, moja droga...
— Nie zapomnę tego, wuju Sebie!
Bracia nie wiedzieli co odpowiedzieć na swoje usprawiedliwienie, a tymczasem oni wcale temu nie byli winni, że parowiec zwrócił się na północno-wschód.
Z Glasgowa do Obanu można jechać w dwóch kierunkach: jedna droga, mianowicie ta którą wybrała „Kolumbia“ była najkrótszą; druga, dłuższa szła z przystani Rothesay, od wyspy Bute w dół brzegów tej wyspy około wielkiej i małej Cumbray do południowego brzegu wyspy Arran, należącej do hrabiego Hamiltona i wzniesionej 800 metrów nad poziom morza.
Z tego punktu parostatek zwracał się na zachód, okrążał wyspę Arran i półwysep Cantyre znacznie wystający w morze i szedł znów na wschód przez wązką cieśninę Sund do przesmyku Gigha między wyspami Islay i Jura i wchodził do portu Forth-of-Arran cokolwiek na północ od Obanu. Panna Campbell miała istotnie niejaki powód być niezadowoloną z drogi jaką