Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

oczami dziewczyny rozwinęła się panorama morza spływającego się z niebem na krańcach widnokręgu.
— Oto je masz, otwarte morze, droga Helenko! — rzekł brat Sam wyciągając rękę w kierunku zachodnim.
— To nie nasza wina, że te przeklęte wyspy pomiędzy któremi sam stary Nik (duch) mógłby się zbłąkać — zasłaniały przed nami morze — dodał Seb.
— Przebaczam wujaszkom, odpowiedziała figlarnie Helena, tylko żeby się to więcej nie powtórzyło...



ROZDZIAŁ VI.
Wiry Corryvrekan.





Była dopiero szósta godzina z wieczora. Słońce odbyło zaledwo cztery piąte części swego dziennego biegu, nie mogło przeto ulegać wątpliwości, że parowiec „Glengarry“ przybędzie do Obanu o wiele wcześniej, zanim tarcza słoneczna zanurzy swoje oblicze w wody oceanu Atlantyckiego. To dodawało pannie Campbell pewności, że jej pragnienie ażeby ujrzeć Zielony promień urzeczywistni się jeszcze tego samego dnia. I w istocie, niebo było czyste, powietrze przezroczyste, oczywiście zatem nic nie mogło stanąć na przeszkodzie pojawieniu się „Zielonego promienia“ na widnokręgu, który otwierał się między wyspami Oronzo, Kolonso i Mull a dobrze był widziany z parostatku. Cała oddana myśli o Zielonym promieniu, miss Camp-