Arystobulus Ursiklos był, naturalnie nader uszczęśliwiony, dowiedziawszy się że panna Campbell pozostaje w mieście, lecz zajęty wyższemi obliczeniami zapomniał wynurzyć swego zadowolenia z tego powodu.
Ze swojej strony mała swawolnica rada była z tej wstrzemięźliwości młodego uczonego.
W owym czasie pogoda zaczęła znacznie chwiać się, pomimo że barometr stał wysoko, zrana i wieczorem na niebie tworzyły się chmury i dlatego jazda na wyspę Seil dla robienia spostrzeżeń byłaby próżną. Trzeba się było uzbroić w cierpliwość.
W ciągu tych długich dni miss Campbell pozwalała wujom zażywać tabakę do woli i cieszyć się towarzystwem wybranego dla niej narzeczonego. Sama najczęściej jedna, a czasem w towarzystwie Betty wychodziła na spacer nad brzeg łachy. Dziewczyna umyślnie oddalała się od tego pstrego, próżniaczego i ciągle zmieniającego się towarzystwa, które nadaje charakter wszystkim nadmorskim miasteczkom kąpielowym. Towarzystwo to, jak wiadomo, składa się z ojców i matek, których jedynem zajęciem jest przypatrywać się swoim dzieciom, jak po odpływie morza brodzą po nadbrzeżnym piasku; oprócz tych osób widzieć tam można poważnych flegmatycznych dżentelmanów obłóczonych w kąpielowe kostiumy, częstokroć pierwotnego kroju.
Dla miss Campbell życie miasteczka nadmorskiego nie mogło mieć żadnego uroku; było ono jej znane oddawna, i dlatego nikomu nie zda się to dziwnem, że często z niego uciekała. Bracia Melwill nieraz
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.