pędzała z nim całe dni razem. Razem badali stan pogody i po dziesięć razy na dzień zachodził do barometru, który 14 sierpnia podniósł się do 30,7 cała Trzeba było widzieć z jaką uciechą Olivier Sinclair przyniósł tę wiadomość pannie Campbell. Niebo tego dnia było czyste jak spojrzenie Madonny, i czysto błękitnego koloru.
Wszystko obiecywało że wieczór będzie wspaniały i zachód słońca bezchmurny.
— Jeżeli dziś nie zobaczymy naszego „Zielonego promienia“ to chyba będzie znaczyło żeśmy zaniewidzieli.
— Wujaszkowie, słyszycie, dziś ujrzymy „Zieloy promień“.
Natychmiast postanowiono, jeszcze przed obiadem wyruszyć na wyspę Seil. O godzinie piątej wieczorem z hotelu „Caledonii“ wyjechał powóz w którym siedzieli: promieniejąca miss Campbell, wesoły Olivier Sinclair i niemniej od niego weseli i ożywieni bracia Sam i Seb. Patrząc na tę grupę rozweselonych ludzi można było powiedzieć, że wzięli ze sobą słońce i że u ich powozu biegły zaprzężone hipnogryfy wiozące Apolina.
Po przybyciu na wyspę Seil, nasze małe towarzystwo zelektryzowane nadzieją ujrzenia „Zielonego promienia“, zajęło miejsce na cyplu wyspy najdalej wysuniętym w morze i przygotowało się do obserwacyi zachodu słońca.
Wszystko przepowiadało ukazanie się pożądanego promienia. Słońce przybliżyło się już do końców ho-
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.