Bracia Melwille może nie zaraz znaleźli by odpowiedź na to zapytanie — lecz na szczęście wybawił ich z kłopotu Olivier Sinclair.
Miss Campbell, odezwał się — wszystko da się ułożyć ku ogólnemu zadowoleniu, a to takim sposobem: Blisko ztąd znajduje się wyspa, czyli raczej półwysep, w zupełności przydatny do naszego celu. Nikt na tej wyspie nie będzie nam przeszkadzał w naszych obserwacyach
— Któraż to wyspa?
— To wyspa Staffa, leżąca o dwie mile od Jony.
— Ale czy można mieszkać na tej wyspie? zapytała miss Campbell.
— Można, a nawet zupełnie wygodnie. Widziałem w porcie kilka małych jachtów, zawsze gotowych do wypłynięcia na morze. Możemy nająć jeden z nich, nabrać z sobą żywności na jakie dwa tygodnie (bo na Staffie nic dostać nie można) i pojechać tam jutro o świcie.
— Panie Sinclair, — rzekła na to miss Campbell, — jeżeli jutro z rana opuścimy tę wyspę, to będę panu szczerze obowiązana.
— Jutro jeszcze przed południem, jeżeli wiatr będzie pomyślny, wylądujemy na brzegi Staffy, — odpowiedział Olivier.
W kilka minut potem rozlegały się po gospodzie nawoływania: Bett! Bess! Betsi! Betti! a gdy pani Elżbieta się ukazała, powiedzieli jej krótko: Jutro odjeżdżamy.
Tymczasem Olivier Sinclair, nietracąc czasu udał
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.