się do portu dla rozmówienia się z kapitanem jednego ze znajdujących się tam jachtów.
John Olduck, kapitan „Kloryndy“ był dzielnym marynarzem. Umowa między nim a Olivierem Sinclair nie zajęła jak kilka minut, i natychmiast zaczął ze swoimi sześciu majtkami, przygotowywać się do podróży.
I oto następnego dnia o godzinie szóstej z rana można było widzieć jak z portu Jony wypływał piękny jacht, zawracał on ku otwartemu morzu. Był to jacht „Klorynda“ a unosił na sobie naszych znajomych.
Jacht był zbudowany przez Rossa i odznaczał się pięknością obrobienia i wygodą pomieszczeń: naszym turystom było na nim spokojnie i dobrze.
Odległość między wyspami Jona i Staffa jest nieznaczna; przy pomyślnym wietrze, jacht mógł ją przebyć w ciągu 25 minut, płynąc po osiem mil na godzinę; lecz tego dnia dął wiatr przeciwny, chociaż nie wielki, ale bystry prąd wstrzymywał bieg jachtu.
Pomimo to wyspa Jona prędko zniknęła z oczu pasażerów za wysepkami, około których przepływał jacht. Miss Campbell nawet oczy odwracała od strony wyspy, na której znajdował się ten wstrętny człowiek co jej pozbawił widoku „Zielonego promienia“.
Przejazd od Jony do Staffy był bardzo przyjemny i podróż wydawała się wszystkim bardzo krótką. O ósmej rano było śniadanie, przy czem do stołu podano tylko herbatę i chleb z masłem, niemniej wszyscy byli kontenci, zapomniawszy o smacznych śniadaniach na wyspie Jonie.
O niewdzięczni!
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.