Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

wa Helena nie rozkaże nam wyjechać ztąd — powiedzieli na to bracia Melwilowie
— Nie mamy się czego spieszyć, wujaszkowie, odrzekła na to Helena, która po wyjeździe z Jony odzyskała dobry humor. Mnie się zdaje, że tu przyjemnie jest mieszkać nawet w czasie burz i huraganów, które Ameryka tak szczodrze wyprawia ku skałom Staffy.
— One są rzeczywiście straszne, odezwał się na to Olivier Sinclair. Wyspa Staffa stoi otworem dla wszystkich wiatrów i dlatego też tu ani jednego drzewa nie widać, wszelka roślinność skazaną tu jest na zatracenie, nawet trawa jest suchotniczą.
— Co to znaczy! Dla trzech miesięcy letnich warto tu zamieszkać — rzecze miss Campbell. Oto zakupcie wujkowie wyspę i basta!
Wyspa należy do rodziny Mac-Donaldów, — odpowiedział Olivier Sinclair. Lecz, chociaż wyspa przynosi dochodu z łąk ledwo trzysta franków, a łąki koszą pasterze przyjeżdżający z Mull, — to niemniej sądzę, że wyspy za żadne pieniądze nie sprzedadzą.
— Szkoda, — wyrzekła miss Campbell — która przez chwilę uważała się już za panią wyspy.
Nazajutrz 7-go września zrana całe towarzystwo udało się naprzód do groty Clam-Shell przy której „Klorynda“ zarzuciła kotwicę. Grota ta około 30 stóp długa a szeroka 15, ma od strony zachodniej dosyć wygodne wejście. Oprócz tego zasłonięta jest od gwałtownych wiatrów i bałwanów burzliwych które zalewają wszystkie inne groty tej wyspy. Lecz za to ta gro-