Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomimo że pogoda pogarszała się coraz bardziej i wszystko przepowiadało zbliżającą się burzę, słońce od czasu do czasu wyglądało zpoza chmur i rodzina Melwilów postanowiła pójść i obejrzeć grotę Fingala. Wyszedłszy z pieczary Clam-Shell nasi turyści, po drodze nadbrzeżnej poszli wdół wschodniej części wyspy; droga ciągnęła się u stóp bazaltowych skał i była dosyć gładką i równą — dzięki pracy pewnych inżenierów. Schody prowadzące do groty zakończone były placykiem na którym znajdowało się kilka filarów podtrzymujących cały kąt tego cudownego utworu przyrody a jego sklepienie w kształcie kopuły przedstawiało zadziwiający kontrast z tymi prostopadłymi kolumnami. Olivier ofiarował się na przewodnika całe towarzystwo przyjęło ten projekt z wdzięcznością. Przy podstawie groty morze burzyło się znacznie, odbijając w swoich falach wznoszące się nad niem granitowe zwały. Wszedłszy na wyższą płaszczyznę, Olivier zawrócił na lewo i wskazał miss Campbell coś podobnego do ścieżki ciągnącej się wzdłuż ściany groty do samego jej środka; była ona ogrodzona jakby baryerami, wpuszczonemi w bazalt.
Przy wejściu do groty, za poradą swego przewodnika, całe towarzystwo zatrzymało się; ujrzało ono przed sobą wnętrze wysokiej i długiej świątyni, powleczonej zmrokiem tajemniczym. Strzelisty strop tej pieczary, spoczywał na całym rzędzie bazaltowych graniastosłupów i to jej nadawało wygląd świątyni najnowszej gotyckiej architektury.
Napoiwszy się tym cudnym widokiem, nasi tury-