pod wpływem tych dźwięków nasz pisarz nie tworzył swoich bohaterów?
Tymczasem słońce ukryło się za chmury i w grocie zaczęło się znacznie ściemniać. Bałwany na morzu coraz bardziej się wzdymały i uderzały o wewnętrzne ściany groty. Nasi turyści wyszli na załamek wyspy obryzgiwany morską pianą i udali się nazad drogą nadbrzeżną.
Następnego dnia barometr jeszcze opadł niżej cokolwiek a wiatr dął z nadzwyczajną siłą; niebo pokryte było ołowianemi chmurami; słońce wcale się nie pokazywało. Na pannę Campbell ten stan pogody wcale nie oddziaływał, owszem codzień wychodziła. W czasie swoich częstych przechadzek zachodziła do groty Fingala, miała ona dla niej czarodziejski urok — dzięki swoim poetycznym osobliwościom.
Dziewiątego września swoim zwyczajem Helena wyszła na spacer.
O godzinie siódmej wieczorem ogarnęło braci Melwilów i Oliviera Sinclaira wielkie wzruszenie i niepokój, gdyż dowiedzieli się od pani Elżbiety że panna Campbell od trzech godzin wyszła i dotąd nie powróciła do domu.
Czekali oni na nią z wrastającą trwogą; przeczekali jeszcze z godzinę a miss Campbell nie powracała. Nawałnica tymczasem ciągle wzrastała, olbrzymie bałwany nadbiegały z morza i uderzały z ogromną siłą o skały, od strony południowo-zachodniej wyspy.
— Nieszczęśliwa miss Campbell! zawołał Olivier
Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.