Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.
Imbert (spostrzegając Roquamora)
Pst! gospodarz nadchodzi!
Marcandier (bardzo głośno)
A! prześlicznie! pysznie — cudownie! Od dawna tak doskonale się nie bawiłem!
Roquamor (wchodzi z prawej)
A — pan doktor! — panie Marcandier — witam — witam.
Imbert.
Winszujemy panu panie Roquamor — winszujemy... wybornie urządziłeś ten miły wieczorek.
Roquamor.
Bardzo proszę... zbytek łaski... Tak — prawda, bal się udał — tylko to mię gniewa, że oprócz panów nie znam tu żywej duszy.