Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.
Frontignac (n.s.)
To fotograf! (Imbert puka w plecy — (Frontignac się zrywa i mówi) Entre!! (po chwili) A, to pan — (siadając) zdawało mi się, że ktoś do drzwi puka.
Imbert.
Proszę odetchnąć głośno i długo.
(Frontignac oddycha hałaśliwie)
Marcandier. (n.s.)
Chciałbym się także o swojem zdrowiu dowiedzieć... ukradkiem.
(naśladując Frontignaka słabo oddycha)
Imbert.
Mów pan głośno: Ba, be, bi, bo, bu.
Frontignac.
Za pozwoleniem — cóż u licha — niespamię-