finansiści tylko między sobą prowadzą, i otrzymywał wiadomości, które oni między sobą zachowują, żeby nie wywołać popłochu na giełdzie. Mówiono o niebezpieczeństwie wielkiej wojny w krótkim czasie. Rozumiał, że w tej wojnie mogą się rozegrać losy jego ojczyzny. I oto w tej chwili ludzie, z którymi on sam mocnemi węzły jest związany, przygotowują wydanie Polski w ręce najzajadlejszego, najgroźniejszego jej wroga. Całą jego istotą wstrząsnął wydobywający się z głębi jego duszy głos wielki, głos polskiego sumienia...
— Coś się w nim nagle zmieniło. Stał się innym człowiekiem. To wszystko, czem się w życiu zajmował, do czego największą wagę przy wiązywał, stało się w jego oczach drobnem, małem... On sam, idący dotychczas śmiało przed siebie, mocny, dumny, wydawał się sobie marnym, nikczemnym niewolnikiem, narzędziem w rękach wroga... Ten stan prostracji trwał krótko. Przyszedł bunt. Odezwała się jego duma, która nie pozwalała ustąpić bez walki do ostatniego, ta szlachetna, uczciwa duma, która każe wyrządzoną krzywdę naprawić, żeby być w porządku z sobą, żeby móc sobie nadal śmiało patrzeć w oczy. A tu było skrzywdzone całe społeczeństwo: jego własny naród. Napowrót moc w niego wstąpiła. Postanowił walczyć...
— Był człowiekiem zbyt wytrawnym, zbyt znającym życie i ludzi, zbyt nawykłym do planu w działaniu, ażeby się szamotać w bezcelowych i bezskutecznych wysiłkach. Miał tyle mocy, że zimnej krwi nie stracił. Nie odrazu zerwał z grabarzami. Postanowił przedtem wykryć tajne sprężyny ich polityki, poznać źródła nakazów i sposoby używania Polaków do służby przeciw ich własnej ojczyźnie. W tym celu uciekł się po raz pierwszy w życiu do podstępu. Zaprzestał sporów ze swą grupą, Culmera uspokoił powiedzeniem, iż nie wiedział, że tu istnieje wyraźny nakaz, któremu się nie wolno sprzeciwiać. Nawykli do posłuszeństwa, uznali to za poddanie się i byli zadowoleni. Zaczął częściej niż przedtem jeździć do Berlina. Tam go znano i mówiono z nim dość otwarcie. Wiedząc, że ma dużą pozycję w Polsce, i obiecując sobie ją wyzyskać, kształcono go politycznie. Z Berlina kierowano go do Budapesztu, z którego szło wiele rozkazów do Polski. Bywał też w Wiedniu, gdzie mieściła się kuźnica rozmaitych na Polskę planów. W ciągu krótkiego czasu poznał prawie wszystko. Korzystano nawet z jego usług do przesyłania ważnej korespondencji.
— Gdy uznał, że już mu wystarcza to, czego się dowiedział, poszedł do Culmera i oświadczył, że nie może się pogodzić z polityką grupy i że z nią zrywa. Nie wręczył mu przytem ostatniego listu, który przywiózł dla niego, a który się okazał dokumentem niesłychanej wagi. Culmer się przeraził: spróbował go przekonywać — gdy to nie skutkowało, zaczął grozić. Stryj pański na groźby odpowiedział drwinami. Gdy Culmer zażądał od niego wydania wszystkich dokumentów grabarskich, oraz książek, dostępnych tylko dla wtajemniczonych, pan Alfred odpowiedział, że rozumny człowiek nie pozbywa się broni, którą ma w ręku, i dodał, że zdobył świeżo najważniejszy dokument, który był przeznaczony dla Culmera. Ten szalał poprostu. Rozstali się śmiertelnymi wrogami. Pan Twardowski nie omieszkał natychmiast odebrać osobistych spraw swoich Culmerowi i powierzył je adwokatowi Osieckiemu...
— Nie przyszło mu na myśl, że jego nowi wrogowie posiadają jedno straszne narzędzie walki — oszczerstwo. Rychło się o tem przekonał. Po mieście zaczęły krążyć najpotworniejsze wieści o sposobach, jakiemi doszedł
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/108
Ta strona została przepisana.
106