— Panno Wando — zapytał tonem prośby w głosie — czy pani gotowa jest pomóc mi w tej sprawie?
— Zrobię wszystko, czego pan zażąda.
— Bardzoby mi popsuło moje zamiary, gdyby ojciec pani, znalazłszy się teraz w trudnem położeniu, popełnił jaki błąd w stosunku do Culmera. Teraz czekają was bardzo przykre chwile. Wieść o ruinie ojca pani rozejdzie się po mieście jak błyskawica. W tej chwili na pewno już dziesiątki ludzi opowiadają sobie o tem. Kredyt ojca pani już jest przecięty, a od jutra zaczną się zgłaszać z rachunkami wszyscy, którym się cośkolwiek należy. O ile pan Czarnkowski nie ma zapasu gotówki...
— Wiem, że go nie ma.
— Sytuacja będzie trudna.
— Na to niema rady.
— Jest, o ile zechce mi pani pomóc.
— Ja? jakim sposobem?
— Nie chcę mówić o tem z ojcem pani, nie mogę z panią Czarnkowską, tem bardziej, że jest cierpiąca. Ale na szczęście jest pani i razem z panią możemy wszystko zrobić.
— Co? nic nie mogę zrozumieć.
— Zanim odbierzemy ukradziony majątek, państwu będzie potrzebna taka, czy inna suma pieniędzy na płacenie rachunków i t. p. Pani pozwoli, że zostawię tę sumę w rękach pani...
— Skąd ją pan weźmie?
— Z banku.
— Jakim sposobem?
— Tym, że mam je właśnie dziś do odebrania. Przyszły dla mnie z Paryża.
Przestraszyła się.
— Dziękuję panu serdecznie, ale na to się nie zgodzę. Pieniądze pańskie nie są na załatwianie rachunków państwa Czarnkowskich.
— Ależ to będzie tylko pożyczka.
— Nie zaciąga się długów, gdy się nie ma z czego zwrócić.
— Przecie pani powiedziała, że wierzy w to, co mówię, a ja powiadam, że majątek odbierzemy.
— Ja wierzę panu, wierzę w pana, ale pieniędzy od pana nie wezmę. Przecie my jesteśmy dla siebie nawzajem obcy ludzie.
— Obcy ludzie!... Jak pani to powiedziała!
— Panie Zbigniewie, ja nie chciałam nic przykrego powiedzieć — mnie samej jest przykro. Ale, niech pan powie, czyż tak nie jest?... Jestem panu bardzo wdzięczna na pańską gotowość, ale jakże jabym sama przed sobą wyglądała, gdybym to zrobiła? .. .. .. Nie mówmy więcej o tem.
Twardowski zastanowił się... Wreszcie z decyzją rzekł:
— Przeciwnie, bedziemy mówili.
Spojrzała nań z wyrzutem.
— Pani powiedziała, że jesteśmy sobie obcy. Zmusza mię pani do powiedzenia rzeczy, którą odkładałem na później. Przed paru tygodniami powiedziałem sobie, że zrobię wszystko, ażeby się pani zgodziła zostać moją żoną; jeżeli zaś pani się nie zgodzi, nie ożenię się nigdy.
Blada twarz dziewczyny pokryła się rumieńcem. Podniosła nań oczy.
— Kiedy pan to sobie powiedział?
— Gdym się znalazł na ulicy po owej rozmowie między nami.
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/131
Ta strona została przepisana.
129