dotrzymam nietyklo dlatego, że je dałam, ale że ogromnie chcę być jego żoną. Więc tak, jakbym nią już była, czyli że to, co on ma, ma wspólnie ze mną.
— To on ci to wszystko wytłumaczył?...
— On. I przekonał mię.
— Ma wielki dar przekonywania, prawda?
— O, tak. A zresztą tatko odzyska majątek i będzie mógł mu zwrócić.
— Kto ci to powiedział?
— Zbigniew. Powiedział, że majątek jest ukradziony i on go odbierze złodziejowi.
— Złodziejowi?...
— Tak. Culmerowi.
— Nic nie rozumiem...
— I ja nic nie rozumiem, ale to wszystko jedno. Wierzę, bo on tak mówi.
Po chwili milczenia pani Czarnkowska zaczęła głośno myśleć.
— Czyż on może tak rzucać pieniędzmi? Przecie nie jest bogaty...
— Jest — odrzekła Wanda. — Odziedziczył duży majątek po stryju. On tylko to ukrywa przed ludźmi: powiada, że dla jego planów tak lepiej. Ale pamiętaj, że to wszystko tajemnica!
— Czyś wiedziała o jego majątku, gdyś się zdecydowała wyjść za niego?
— Nie. Myślałam, że my jesteśmy bogaci, a on tak sobie.
Pani Czarnkowskiej zaświeciły łzy w oczach. Ucałowała jeszcze raz przybraną córkę ze słowami:
— Będziesz szczęśliwa, moje kochanie... Za mnie i za siebie...
Przyjechawszy do Londynu, Twardowski przedewszystkiem kazał się połączyć z
jednym ze swych przyjaciół, wysokim urzędnikiem policyjnym. Bywali dawniej razem na seansach medjumistycznych i obaj zajmowali się przyłapywaniem szarlatanów: Twardowski w interesie nauki, tamten dla sportu. Stąd wywiązała się między nimi przyjaźń: Fergusson przepadał za Twardowskim i, śmiejąc się, mówił zawsze, że jeżeli mu się znudzi nauka, to ma dla niego dobre miejsce w policji.
Fergusson był wolny i z radością przyjął zaproszenie na śniadanie w restauracji.
Po zwykłej rozmowie, między przyjaciółmi, którzy się dawno nie widzieli, Twardowski go zapytał o Tugela River Gold Co.
— To wielki skandal dla nas, policji — rzekł Anglik — Oszustwo było robione tak ordynarnie, że powinniśmy ich byli przyłapać, zanim zamknęli budę i uciekli. To robota małych, brudnych Żydów, nie mających żadnej pozycji finansowej, i należało ich od początku podejrzewać.
— Czy tak jest w istocie?
— Co pan chce powiedzieć? — zapytał Fergusson.
— Możebym znalazł osobistość z pozycją, która w tem ręce maczała.
— Z pozycją? gdzie?
— Tu, w Londynie.
Anglik się zainteresował.
— A cóż pan może wiedzieć o tej sprawie?
— Zdarzyło się tak, że wiem trochę. Ale chciałbym wiedzieć więcej. I tu